Poprzedni selekcjonerzy tylko rozkładali ręce. Po wygranych eliminacjach mistrzostw świata czy Europy w ostatnim sezonie przed turniejem reprezentanci Polski tracili miejsca w swoich klubowych drużynach. Teraz jest inaczej – o udział w mistrzostwach Europy nie musieliśmy walczyć, a większość zawodników Franciszka Smudy gra co tydzień. – Przyznaję, mam komfort. Na zgrupowania przyjeżdżają piłkarze, którzy są w rytmie meczowym. Dlatego często zamiast treningu decydujemy się na inną formę zajęć albo odpoczynek – mówi „Rz" selekcjoner. W jego drużynie gra po kilku piłkarzy z tych samych klubów, co powoduje, że znają swoje nawyki i nie muszą się niczego uczyć. To, co najlepsze, pochodzi od mistrza Niemiec Borussii Dortmund.
Lider Błaszczykowski
Juergen Klopp w poprzednim sezonie z Łukasza Piszczka zrobił najlepszego prawego obrońcę Bundesligi, Robert Lewandowski dojrzał tak bardzo, że w tym sezonie nie jest już zmiennikiem Lucasa Barriosa, ale podstawowym napastnikiem, który strzelił dotąd 15 goli i zbiera bardzo dobre noty. Trochę gorzej wygląda sytuacja kapitana reprezentacji Jakuba Błaszczykowskiego. Jest tylko zmiennikiem Mario Goetzego i zaczął mówić o zmianie klubu, ale Borussia nie chce go puścić. – Błaszczykowski w kadrze i tak będzie grał. W ostatnich meczach strzelił trzy gole i jest liderem drużyny. Poza tym jestem przekonany, że do końca sezonu odzyska miejsce w Borussii. Trzem kadrowiczom z tego klubu nic nie sugeruję, każę im grać tak samo, jak robią to u Kloppa – mówi Smuda.
Nowa jakość
Trzech piłkarzy przyjeżdża także z Trabzonsporu – Arkadiusz Głowacki i Adrian Mierzejewski grają tam niemal w każdym meczu, Paweł Brożek trochę rzadziej, ale też nie można nazwać go rezerwowym. – Wszyscy po transferze do Turcji dojrzeli, są tam szanowani i zbierają doświadczenia, które później pomagają reprezentacji wygrywać. Trabzonspor jest w Polsce trochę niedoceniany, ale przecież nie tylko gra w Lidze Mistrzów, ale też w Turcji są groźni rywale, jak Besiktas, Fenerbahce czy Galatasaray – tłumaczy asystent Smudy Jacek Zieliński. W młodych polskich bramkarzy uwierzył najpierw Arsene Wenger w Arsenalu.
Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański gwarantują wysoki poziom. Szczęsny to zresztą już jeden z przywódców kadry, pewnością siebie i umiejętnościami daje drużynie nową jakość. Podobno interesują się nim już inne, jeszcze większe kluby. Poprawiła się sytuacja Dariusza Dudki, który po zmianie trenera w Auxerre regularnie gra po 90 minut. Damien Perquis jest podstawowym obrońcą Sochaux, a Eugen Polanski i Sławomir Peszko zazwyczaj grają w swoich klubach w Bundeslidze. – Martwią mnie tylko Ludovic Obraniak i Ireneusz Jeleń w Lille. To są bardzo ważni piłkarze dla reprezentacji Polski, gdyby grali co tydzień w barwach mistrzów Francji, kadra miałaby z nich jeszcze więcej korzyści – mówi Smuda.
Trzeba grać
Selekcjoner nie może jednak narzekać. Paweł Janas brał na mundial do Niemiec (2006) rezerwowego w Bayerze Leverkusen Jacka Krzynówka, będącego poza kadrą Southampton Kamila Kosowskiego czy Sebastiana Milę, który od roku miał problemy w Austrii Wiedeń. Euzebiusz Smolarek w ostatnim meczu sezonu Bundesligi dostał notę 6, czyli poniżej krytyki, Jacek Bąk grał w Katarze, a Mirosław Szymkowiak był coraz bardziej sfrustrowany w Trabzonsporze. Nie lepiej miał Leo Beenhakker przed mistrzostwami Europy w 2008 roku. Kapitan drużyny Maciej Żurawski w ostatniej chwili zmienił Celtic Glasgow na prowincjonalną grecką Larissę, by w ogóle pokopać piłkę przed turniejem w Austrii i Szwajcarii.