Podobno Jose Mari Bakero dostał ultimatum: utrzyma posadę trenera Lecha Poznań, jeśli jego drużyna wygra dwa ostatnie mecze w tym roku. Lech nie potrafił zwyciężyć od 14 października, przez 50 dni pozostawał bez gola, a najlepszy strzelec ligi Artjom Rudniew na bramkę czekał jeszcze dłużej, bo od 1 października. Wszystkie złe duchy zostały przegonione w sobotnim meczu z ŁKS.
Lech jeszcze do przerwy prowadził 4:0, nie mógł trafić na lepszego przeciwnika na przełamanie niemocy. W pierwszej kolejce sezonu pokonał ŁKS 5:0, tym razem było o jedną bramkę gorzej. U gości wyróżniał się tylko Marcin Mięciel, który miał nawet dwie okazje, by strzelić gola. – Uniknęliśmy totalnej masakry – podsumował występ swojej drużyny piłkarz ŁKS Antoni Łukasiewicz. Bakero unikał odpowiedzi na pytania o swoją przyszłość. Zapewnił tylko, że po polsku rozumie więcej, niż się wydaje kibicom, i wie, jak bardzo jest krytykowany.
ŁKS zaczął sezon od pięciu meczów, w których wywalczył tylko jeden punkt. Podobnie kończy rok. W ostatnich czterech spotkaniach tylko raz zdołał zremisować. Kłopoty finansowe klubu są tak duże, że zima może być trudna do przetrwania.
Proza Jagiellonii
– Oczekiwania były inne, jednak życie szybko je zweryfikowało. Proza życia jest taka, że mamy 19 punktów i 14 meczów do końca sezonu, więc czeka nas bardzo trudna wiosna – mówił w sobotę Czesław Michniewicz, trener Jagiellonii Białystok.
Jego zespół przegrał u siebie 0:2 z Podbeskidziem Bielsko-Biała, które wcześniej potrafiło wygrać z Legią w Warszawie i Wisłą w Krakowie, ale Białystok to jeden z najtrudniejszych terenów w ekstraklasie, gdzie wcześniej lepszy od gospodarzy był tylko Śląsk. W sobotę goście grali jednak bez kompleksów, czując słabość piłkarzy Michniewicza.