Reklama
Rozwiń

Szejkowie i futbol: pod arabską kroplówką

Szejkowie są w sporcie jak Chiny w gospodarce: pompują gotówkę i można jeszcze trochę pożyć na kredyt

Publikacja: 23.12.2011 21:00

Pep Guardiola wśród katarskich przyjaciół. Trener Barcelony to najcenniejszy ambasador szejków

Pep Guardiola wśród katarskich przyjaciół. Trener Barcelony to najcenniejszy ambasador szejków

Foto: AFP

Od kilku lat wiedzieliśmy, że nadchodzą, teraz można ogłosić: już są i się rozsiedli. Ostatnich kilkanaście miesięcy to był ich czas. Minął rok, od kiedy zdobyli prawo zorganizowania mundialu 2022 na katarskich stadionach. Szampany strzeliły, marsz trwa.

Idą z Kataru, ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, z Arabii Saudyjskiej, z Jordanii. Podbijają futbol z każdej strony, każdym sposobem: przejmowaniem udziałów, umowami sponsorskimi, wielkimi budżetami na transfery, kontraktami na prawa telewizyjne i akcjami charytatywnymi. Są wszędzie tam, gdzie brakuje gotówki albo pomysłu na dalsze trwanie.

Zdobyli nawet Paryż, fundusz Qatar Sports Investment wykupił pogrążone w kryzysie Paris Saint Germain i zbiera tam gwiazdy (Davidowi Beckhamowi proponuje właśnie 800 tysięcy euro miesięcznej pensji). Odbili też z rąk Canal+ i TF1 prawa do pokazywania we Francji Ligi Mistrzów. Kupiła je katarska al Dżazira, która ma też część praw do ligi francuskiej i jest faworytem w wyścigu o pokazywanie Francuzom Euro 2012.

Na południu Hiszpanii wylądowali już latem 2010 r., gdy szejk Abdullah z Kataru przejął za 36 mln euro niemal całość udziałów w Malaga CF. Pół roku później stanęli u bram Barcelony, podpisując z najlepszą drużyną świata kontrakt na umieszczenie na jej koszulkach reklamy Qatar Foundation.

Przez 112 lat istnienia klubu Barcelona wzięła pieniądze za reklamę na koszulkach tylko raz, podczas krótkiego japońskiego tournée w 1990 roku. Ale oferta z Kataru była zbyt dobra, by ją mógł odrzucić klub zadłużony na blisko pół miliarda euro:  170 mln euro za pięć lat, i to nie za reklamę firmy, tylko charytatywnej fundacji zajmującej się m.in. edukacją i zarządzanej przez żonę katarskiego emira.

Barcelona ma gotówkę, a Katar romantyczne skojarzenia, bo nie ma w futbolu lepszych od barcelońskich. Przydają się, zwłaszcza od kiedy wyszło na jaw, że katarski wiceszef FIFA Mohammed bin Hammam korumpował przed wyborami gospodarza mundialu swoich kolegów z Komitetu Wykonawczego. Został wyrzucony z FIFA, choć bardziej za to, że chciał strącić z tronu Seppa Blattera, niż za korupcję. Tak czy owak, to jedna z niewielu ostatnio porażek szejków.

Jordańczyk za miedzą

W Anglii, od lat najeżdżanej przez miliarderów z różnych stron świata, udało im się wciągnąć flagę podboju wyżej niż kiedykolwiek. Szejk Mansour z Abu Zabi, wicepremier Zjednoczonych Emiratów Arabskich i właściciel Manchesteru City, załatwił w tym roku swojemu klubowi najwyższą w historii futbolu umowę sponsorską: 482 mln dolarów za przemianowanie stadionu: z City of Manchester Stadium na Etihad Stadium.

Linie lotnicze z Abu Zabi będą w nazwie stadionu przez najbliższych dziesięć lat (wcześniej dubajskie linie Emirates dopisały się do nazwy stadionu Arsenalu, reklamują się też na jego koszulkach, mają umowy sponsorskie z AC Milan i z FIFA).

Szejk Mansour, Etihad i Manchester City idą właśnie razem po pierwsze od przejęcia klubu  – i pierwsze od 1968 roku – mistrzostwo Anglii. A jeszcze niedawno wszyscy się z szejka śmiali, że wydaje pieniądze bez sensu, ma fatalnych doradców i nigdy sobie sukcesu nie kupi.

Bogacze z Bliskiego Wschodu dotarli nawet na południe Niemiec. Do Monachium, gdzie miała być siedziba ruchu oporu przeciw wyprzedawaniu futbolu za pieniądze z ropy i gazu. Ale to już chyba nieaktualne: prezes rady nadzorczej Bayernu Karl-Heinz Rummenigge nie przestaje pouczać szejków z Manchesteru i Malagi, ale za miedzą ma już Jordańczyka, który uratował przed upadkiem TSV 1860 Monachium.

Wzbogacony na handlu ropą i deweloperce Hassan Abdullah Ismaik przejął niedawno 60 procent udziałów, spłacił długi i obiecał szybki powrót do pierwszej Bundesligi. Marzyła mu się wprawdzie AS Roma, ale nie było go jeszcze stać. Następne na liście zdobyczy miały być Ateny, ale okazało się, że ogłoszony przez jednego z saudyjskich książąt plan przejęcia zadłużonego Panathinaikosu i wlanie w niego ćwierć miliarda euro było tylko przejściowym kaprysem.

Chór za miliony

Ten książę się rozmyślił, może znajdzie się następny. Jeśli już nadchodzą, mało kto jest w stanie im się oprzeć. Gdy Katarczycy ubiegali się o mundial 2022, w ich chórze śpiewali sami najlepsi. Ambasadorami kandydatury byli m.in. Zinedine Zidane (za, jak ustalił "Telegraph", 1,9 mln funtów) i Pep Guardiola (nikt nie ustalił za ile), który grał w Katarze dwa lata pod koniec kariery. Ronald de Boer, kolejny ambasador, też grał tam i mieszkał po zakończeniu kariery. Teraz wrócił do Amsterdamu, ale pozostał dobrze opłacanym ekspertem al Dżaziry.

Wspierali katarski mundial Franz Beckenbauer i szef UEFA Michel Platini, którzy niedawno znów zaproponowali, żeby te mistrzostwa przesunąć na zimowe miesiące, gdy w Katarze temperatury są znośniejsze. Obaj nie bywają raczej rzecznikami pomysłów skazanych na porażkę, więc może szejkowie zafundują nam za 11 lat pierwszy wielki turniej zimowy.

Katarscy wysłannicy opletli futbol pajęczyną przysług, pożyczek, wspólnych biznesów. Hochtief, firma z budowlanego imperium Florentino Pereza, prezesa Realu Madryt, buduje pod Dauhą nowe miasto dla  200 tysięcy mieszkańców – to największa inwestycja w historii Kataru. Sandro Rosell, obecny prezes Barcelony, jest z Katarczykami związany jeszcze mocniej, bo swego czasu jego firma Bonus Sports Management pomagała im rozwijać Aspire Football  Dreams, program wyszukania  600 tysięcy piłkarskich talentów w Afryce i Azji. Katarczycy zbudowali akademię piłkarską m.in. w Senegalu, pomagają szkolić piłkarzy w dziesięciu krajach Afryki.

Iluzja z piasku

Aspire to skrót od Academy for Sporting Excellence. A perłą w koronie jest akademia w Dausze, w 250-hektarowej Aspire Zone. Pracują tu specjaliści z całego świata, ćwiczą stypendyści z różnych krajów (wyposażenie jest kosmiczne), a Katar ma nadzieję, że gdy dorosną, zdecydują się startować w jego barwach i będzie miał wreszcie szansę na sukcesy wychowanków. Dziś emocje sobie kupuje, rozdając paszporty sportowcom wychowanym w innych państwach.

Aspire ma nieograniczony budżet na promocję. Na dobrze płatne treningi i rozdawanie  autografów przyjeżdżają tutaj Manchester United (choć ma też swoją akademię w dubajskim Sports City), AC Milan, Barcelona. Jose Mourinho ostatniego lata zamiast na urlop poleciał w czerwcu do Dauhy, dać się oprowadzić po Aspire. Ale Real nie zaniedbuje też innych krajów leżących na ropie i gazie: podpisał umowę na budowę akademii piłkarskiej w Arabii Saudyjskiej.

I tak za pieniądze wzięte z piasku udaje się podtrzymać iluzję, że nie ma w budżetach klubów i federacji dziur nie do zasypania. Ulegają jej i bogaci, i biedni. Szejkowie sami wyszukują tych, którzy są w kłopotach. Sponsorowali kongresy afrykańskiej federacji piłkarskiej, proponowali Argentyńczykom, że pomogą oddłużyć ich kluby, płacąc za prawa telewizyjne powyżej rynkowej wyceny. Płacić miała oczywiście al Dżazira.

Do transakcji nie doszło, federacja wolała kroplówkę od prezydent Cristiny Kirchner. Ale sygnał został wysłany: każdy, kto wpada w futbolu w kłopoty, ma najpierw pomyśleć o Katarze. Nie bać się prosić o pomoc, nie myśleć o tym, jak to spłaci. Wszystko w imię przyjaźni. Bo przyjaźń jest, jak wiadomo, bezcenna.

Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku