Swoją karierę streszcza opowieścią o niewykorzystanym rzucie karnym.
Kiedyś nie trafił z 11 metrów dla Schalke w Lidze Mistrzów i w Polsce z niego drwili. Gdy zapytał o to dziennikarz, Hajto wytłumaczył mu spokojnie: – Najpierw musiałem dobrze grać w polskiej lidze, żeby kupili mnie do Niemiec, potem grać tak dobrze, by sprowadziło mnie Schalke. Musieliśmy awansować do Ligi Mistrzów, a później cieszyłem się takim szacunkiem w drużynie, że koledzy wybrali mnie na kapitana i mogłem strzelać rzut karny. Rozumiesz, ile warunków musiało być spełnionych, żebym nie wykorzystał karnego? A teraz odpowiedz sobie, czy kiedyś uda ci się nie strzelić karnego w Lidze Mistrzów?
Hajto w decydujących momentach życia często pudłował. Przyciągał pecha. Najpierw mozolnie wspinał się na szczyt, a później nie umiał cieszyć się szczęściem. Mówi, że jako trener chciałby otworzyć nowy zeszyt, żeby patrzono tylko na jego treningi i sposób prowadzenia drużyny, a nie na to, co ma już za sobą. – Mój zeszyt piłkarza jest bardzo gruby. Jest tam wiele pięknych momentów, ale to też kronika błędów i złych decyzji – opowiada „Rz".
Redknapp i Wójcik
W Polsce grał w Hutniku Kraków i Górniku Zabrze. Kupił go MSV Duisburg, gdzie nigdy nie zszedł poniżej solidnego poziomu i zapracował na swoją markę. Z Schalke w latach 2000 – 2004 dwa razy zdobył Puchar Niemiec, do mistrzostwa zabrakło sekund, kiedy gol w doliczonym czasie gry dał tytuł Bayernowi Monachium. Razem z Tomaszem Wałdochem pisał polską historię klubu z Gelsenkirchen w XXI wieku, Hajto został kapitanem.
Później grał jeszcze w Norymberdze, Southampton, gdzie miał miejsce w składzie, dopóki trenerem był Harry Redknapp, a potem zaczął się już zjazd z przeszkodami – Derby County, ŁKS, Górnik Zabrze i znowu ŁKS.