Dlaczego nie został pan piłkarzem?
Grałem jako defensywny pomocnik. Charakter miałem, brakowało zdrowia. Przeszkodziły kontuzje.
W wieku 20 lat podjąłem męską decyzję i wyjechałem do Irlandii na bezpłatny staż trenerski w Malahide United. Uczyłem się języka. By zarobić na utrzymanie, pracowałem po 10 – 12 godzin w hotelu, w pralni i jako kelner. W Anglii dorabiałem jako recepcjonista w studiu tatuażu, poznałem interesujących ludzi. Dopiero w USA nie musiałem się martwić o pieniądze. Nadal inwestuję w siebie, robię kursy za granicą. Zastanawiam się też nad studiami, które poszerzyłyby moją wiedzę na temat psychologii i anatomii sportu. Ale na razie zbyt wiele podróżuję. Cieszę się, że w końcu będę mógł więcej czasu spędzić z narzeczoną, która kończy studia w Nottingham i za kilka miesięcy do mnie dołączy.
Jakie ma pan plany na przyszłość?
Przede wszystkim dalej się rozwijać. Podpisać następny kontrakt z MU, jeśli będzie mi się tam podobało, i przebić się do akademii. Za dwa, trzy lata chciałbym wrócić do Polski i pracować z reprezentacjami młodzieżowymi. Ale wiem, że bez układów jest ciężko. U nas brakuje konkursów dla trenerów. A jak są, to tylko fikcyjne. Może do tego czasu coś się zmieni albo przekonają się do mnie. Chciałbym też opracować system szkolenia, którego w Polsce nie ma. Marzy mi się Real Madryt, drugi ulubiony klub zagraniczny obok MU, ale musiałbym się nauczyć hiszpańskiego. A poza tym czytałem, że oni zatrudniają tylko ludzi, którzy poznali ich filozofię. Może wrócę na Śląsk, do GKS Katowice. Tam się wychowałem, tam jest mój dom.