Reklama

Po Gran Derbi: parodysta Pepe

Trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek zwycięstwo nad Barceloną, póki Real będzie zakładnikiem Mourinho, Ronaldo i Pepe

Publikacja: 20.01.2012 02:44

Najlepiej by Realowi zrobiło, gdyby można było chwilę poudawać, że Gran Derbi to nic takiego, że w zderzeniu z Barceloną wszech czasów drużyna Jose Mourinho niczego nie musi.

Ale musi, po to sobie sprawiła najgłośniejszego trenera, najdroższego piłkarza świata, zamieniła Santiago Bernabeu w dwór książąt portugalskich, Gran Derbi w mecze Mourinho kontra Barcelona, i Cristiano Ronaldo kontra świat niepotrafiący się poznać na jego wdzięku.  To rządy tak silnej ręki, że jak chmurny Jose powie w najbliższych dniach, że Pepe w środowym meczu nie był chamem, był tylko ofiarny, a na rękę Leo Messiemu nadepnął niechcący, to każdy pracownik klubu będzie musiał w tę wersję brnąć.

Jaka władza, takie wymagania. Od Mourinho oczekujemy więcej. A dostajemy coraz mniej. Już wszystkie sposoby zawiodły. Gdy Real jest odważny, przegrywa z Barceloną 0:5. Gdy jest bojaźliwy, przegrywa jak w Pucharze Króla: to było 1:2, które zawstydza bardziej niż 0:5.

„Od dziesięcioleci Real nie zagrał futbolu tak stęchłego" – znęca się nad przegranymi „El Pais". Mourinho zakazał ryzyka, zaryglował pomoc Pepem i Lassem Diarrą, wystawił Hamita Altintopa zamiast zapędzającego się pod bramkę Marcelo. I w ten sposób najpierw związał sobie ręce, a potem jeszcze sobie sam podstawił nogę.

Poza piękną akcją Ronaldo, która dała prowadzenie, nie było ataków ani kontrataków. Altintop był najlepszym dryblerem tej drużyny, to wiele mówi. Real wpadł w nerwicę: sam się w tym meczu wyrzekł dobrego futbolu i nie mógł go znieść u Barcelony, która na Santiago czuje się swobodnie jak gospodarz. Z siedmiu meczów w Madrycie Pep Guardiola wygrał jako trener pięć, nie przegrał żadnego.

Reklama
Reklama

Za dwa tygodnie rewanż na Camp Nou, wcześniej rozstrzygnie się sprawa ewentualnej kary dla Pepe za nadepnięcie Messiego. Jeszcze gorsze było naiwne symulowanie Portugalczyka, tak jakby odgrywał parodię barcelońskiego symulanctwa. Tyle że Guardiola ma artystów udawania i nie ma co im rzucać takich wyzwań, bo kończy się ośmieszeniem.

Coś się jednak Mourinho, Ronaldo i Pepe udało, coś trudnego do niedawna do wyobrażenia: to pierwsze od dawna Grand Derbi, po którym apetyt na następne się nie zaostrzył, lecz osłabł.

Najlepiej by Realowi zrobiło, gdyby można było chwilę poudawać, że Gran Derbi to nic takiego, że w zderzeniu z Barceloną wszech czasów drużyna Jose Mourinho niczego nie musi.

Ale musi, po to sobie sprawiła najgłośniejszego trenera, najdroższego piłkarza świata, zamieniła Santiago Bernabeu w dwór książąt portugalskich, Gran Derbi w mecze Mourinho kontra Barcelona, i Cristiano Ronaldo kontra świat niepotrafiący się poznać na jego wdzięku.  To rządy tak silnej ręki, że jak chmurny Jose powie w najbliższych dniach, że Pepe w środowym meczu nie był chamem, był tylko ofiarny, a na rękę Leo Messiemu nadepnął niechcący, to każdy pracownik klubu będzie musiał w tę wersję brnąć.

Reklama
Piłka nożna
Robert Lewandowski przed meczem z Holandią. „Może czasem brakowało mi empatii, ale serca nigdy”
Piłka nożna
Holendrzy tęsknią za wielkim sukcesem. W piątek mecz z Polską o awans na mundial
Piłka nożna
Legia Warszawa pogrążona w kryzysie. Kto pomoże drużynie z Łazienkowskiej?
Piłka nożna
„Niektórzy chcieli go już odesłać na emeryturę". Robert Lewandowski ściga legendy
Materiał Promocyjny
Rynek europejski potrzebuje lepszych regulacji
Piłka nożna
Czy Donald Trump dostanie pokojową nagrodę? Szef FIFA: Zobaczycie 5 grudnia
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama