Dom Stana Valckxa, holenderskiego dyrektora sportowego Wisły Kraków, leży sto kilometrów od Liege. Valckx na meczach Standardu bywa kilka razy w sezonie, wie o tej drużynie dużo i jeszcze w grudniu przestrzegał przed zbytnim optymizmem.
Dyrektor Standardu Jacques-Francois de Sart o Wiśle wie tylko, że to klub z polskiej ligi. – Z całym szacunkiem, ale to my przejdziemy do następnej rundy – mówił.
Kibicować Standardowi nie jest łatwo, bo najczęściej ogląda plecy Anderlechtu Bruksela i Clubu Brugge. Niby razem z tymi klubami tworzy wielką trójkę belgijskiej ligi, ale mistrzostwo zdobywa od święta. Ostatnie triumfy (2008 i 2009) przerwały okres suszy, która trwała od 1983 roku. Sukcesy te były jednak ponad stan, klub wydawał pieniądze, nie patrząc, ile zostało w portfelu. Przeciętnie tracił jedenaście milionów euro na sezon, ale ciągle wzmacniał skład, licząc na Ligę Mistrzów. W Belgii Standard nazywano zamkiem budowanym na piasku, klub po raz pierwszy przyznał się do problemów z finansami, gdy odpadł w kwalifikacjach Ligi Mistrzów w 2008 roku.
Wtedy nikt jednak nie myślał o zaciskaniu pasa. Sprowadzono kolejnych zawodników, którzy jak na belgijskie standardy byli gwiazdami. Drużyna awansowała do Ligi Mistrzów i po zajęciu trzeciego miejsca w grupie doszła do ćwierćfinału Ligi Europy. Te rozgrywki nie dają jednak pieniędzy i klub musiał zmienić właściciela.
Prezes Margarita Louis-Dreyfus sprzedała swoje akcje. Za 43 miliony euro kupił je Roland Duchatelet. To jeden z najbogatszych Belgów, którego majątek szacuje się na 500 milionów euro, w lipcu ubiegłego roku skończyła się jego kadencja w Senacie i w ramach pocieszenia zainwestował w Standard. Futbol kocha od dawna, ale traktuje go jak dobry biznes. Jego żona ciągle rządzi w pierwszoligowym klubie Sint-Truiden, a syn Roderick jest właścicielem Ujpestu Budapeszt. To właśnie on jesienią ubiegłego roku zrezygnował z usług Leo Beenhakkera jako dyrektora sportowego klubu.