Kariera Patryka Małeckiego to historia krótkich wzlotów i długich upadków. Pół roku temu kibice na trybunach stadionu Wisły domagali się od Franciszka Smudy powołania ich gwiazdora do reprezentacji Polski. Teraz po Błoniach niesie się westchnienie ulgi – lista wybryków Małeckiego już się nie wydłuży.
Wczoraj klub zdecydował o jego dyskwalifikacji do końca sezonu. – „Zgodnie z obowiązującymi przepisami zapewnimy mu odpowiednie warunki do treningu oraz opiekę medyczną" – czytamy w oświadczeniu Wisły. Małecki nie będzie mógł trenować ani z pierwszą drużyną, ani z Młodą Ekstraklasą. Najlepszym rozwiązaniem byłoby odejście z Wisły, realny pozostaje tylko kierunek rosyjski, gdzie ciągle można przeprowadzać transfery.
Trudna decyzja
Małecki był jednym z najlepszych piłkarzy drużyny, która w poprzednim sezonie wywalczyła mistrzostwo Polski. Wielu zawodników w Wiśle zarabiało więcej od niego, więc chciał wykorzystać rozmowy o przedłużaniu kontraktu do wywalczenia podwyżki. 30 tysięcy miesięcznie (tyle podobno zarabiał) już go nie satysfakcjonowało.
Negocjacje trwały całą zimę, Małecki zerwał je jednym gestem. Zmieniony w spotkaniu ze Standardem Liege nie podał ręki trenerowi Kazimierzowi Moskalowi, poszedł do szatni, skąd odjechał do domu, nie czekając na zakończenie meczu.
Nie pojawił się, gdy trener wezwał go na rozmowę. Podobno w szatni powiedział, że nie chce grać więcej w Wiśle, czego wyparł się w poniedziałkowych przeprosinach. Zapewne by nie psuć relacji z kibicami, które zawsze były dla niego najważniejsze.