Korespondencja z Rzymu
„Neapol w Krainie Czarów", „Zaintonowali tenorzy Cavani, Lavezzi i Hamsik. Teraz śpiewa całe miasto" – to tytuły środowej włoskiej prasy, w której futbolowi fachowcy biją wyśrubowane rekordy grafomanii: „Coraz gorętsza, coraz bardziej słoneczna wiosna włoskiego futbolu przeżyła noc chwały na eksplodującym euforią stadionie San Paolo" – napisała na pierwszej stronie „Gazzetta delo Sport".
Mecz w Neapolu anonsowano jako pojedynek Dawida z Goliatem, a przede wszystkim naftowego krezusa Romana Abramowicza ze skromnym fabrykantem snów Aurelio De Laurentiisem (wyprodukował 77 filmów). Obu prezesów, jeśli chodzi o zamożność, nie można porównać. Abramowicz na liście światowych bogaczy amerykańskiego pisma „Forbes" jest na 53. miejscu (13,4 mld dol.), a producenta filmowego tam nie ma.
Za sportowym cudem stoi obca włoskiej piłce dyscyplina finansowa
Jeśli chodzi o oba kluby, w ubiegłym sezonie Chelsea zanotowała 246 mln euro wpływów, a Napoli o połowę mniej. Chelsea płaci swoim graczom 186,2 mln euro pensji rocznie, a Napoli tylko 51 mln. Trudno się więc dziwić, że Rosjanin do swego klubu musiał w ubiegłym sezonie dopłacić aż 75 mln euro, a De Laurentiis skromnie zarobił, i to piąty rok z rzędu – 4,2 mln. W sumie Abramowicz od 2003 r. na futbolowej zabawce Chelsea stracił już 900 mln euro, a De Laurentiis od czasu, gdy kupił Napoli w 2004 r., tylko 16 mln euro.