Ktoś cofnął czas, to są ćwierćfinały w stylu retro. Swoje drużyny ma w nich aż siedem krajów, to się nie zdarzyło, od kiedy w 1997 r. do LM dopuszczono wicemistrzów, a potem kolejne zespoły z najsilniejszych lig.
Bywało, że połowa ćwierćfinalistów pochodziła z jednego kraju – tak wiosną 2008 r. Ligę Mistrzów kolonizowali Anglicy. Teraz tylko Hiszpania ma dwie drużyny. Jest w ćwierćfinale Benfica Lizbona, jeden z tych wielkich klubów z przeszłości, które po utworzeniu Ligi Mistrzów zostały na uboczu (przez 20 sezonów LM awansowała do ćwierćfinału tylko trzy razy), jest Olympique Marsylia, pierwszy raz od 19 lat.
I jest wreszcie APOEL Nikozja, najosobliwszy ćwierćfinalista. Kiedyś wylosowanie drużyny z Cypru to był w europejskich pucharach dopust Boży, bo tamtejsze boiska miały więcej kamieni niż trawy. A dziś mają tam drużynę – automat do awansów. Serbski trener Ivan Jovanović budował ją kilka lat. Ma mądrych szefów, pozwolili, by był jedynym panem zespołu.
>Jose Mourinho chwalił APOEL za "zrównoważenie". Jak powiedział, to jeden z największych komplementów, jakie rywal może od niego usłyszeć. I pozdrawiał wszystkich Portugalczyków grających na Cyprze. APOEL ma ich zwykle w składzie czterech. Benfica ,wicemistrz Portugalii, zazwyczaj nie wystawia w LM żadnego.
Kolejne rundy, od eliminacji z Wisłą po 1/8 finału z Lyonem, APOEL pokonywał w tym samym stylu, zachowując na decydujące chwile więcej sił niż rywale. Czy to wystarczy i na Real, wątpliwe. Ale marzyć wolno