15 maja 2011 r. w przedostatniej kolejce sezonu skazane na degradację do Serie B Bari grało u siebie z Lecce, które od strefy spadkowej dzieliły dwa punkty. Na 11 minut przed końcem spotkania przy stanie 0:1 Masiello niegroźne dośrodkowanie skierował do własnej bramki.
Przyznał w śledztwie, że zrobił to, by zapewnić gościom zwycięstwo i uratować Lecce przed spadkiem. Za ustawienie spotkania zgarnął 50 tys. euro, a dwóch jego niezwiązanych ze sportem kolegów po 100 tys. euro. Twierdzi, że propozycję korupcyjną i pieniądze otrzymał od wysłannika klubu Lecce.
Wszyscy trzej od poniedziałku siedzą za kratkami w Bari. 26-letni Masiello (w tym sezonie piłkarz Atalanty) przebywa pod stałą obserwacją w więziennym ambulatorium. Psycholog obawia się, że pogrążony w depresji piłkarz mógłby sobie zrobić coś złego, natomiast dyrekcja zakładu karnego otrzymała sygnały, że chcą go zadźgać współwięźniowie kibice.
Masiello dopuścił się bowiem podwójnej zdrady. Nie dość, że sprzedał mecz, to w dodatku Lecce. A pojedynki Bari – Lecce to derby Apulii. Fani obu drużyn nienawidzą się i tym spotkaniom towarzyszą równie złe emocje jak derbom Rzymu, Mediolanu czy Sycylii.
Co więcej, kibice Bari czują się jak niecnie zdradzona kochanka. Masiello był kapitanem, stoperem i sztandarowym piłkarzem zespołu, który trener Antonio Conte w 2009 r. wprowadził do Serie A. W następnym sezonie klub, wówczas zdaniem fachowców pierwszy kandydat do spadku, zajął rewelacyjne dziesiąte miejsce. Masiello był w Bari hołubiony i darzony miłością nie mniejszą niż Francesco Totti w Rzymie. Nawet wtedy, gdy klub w zeszłym fatalnym sezonie spadał nieuchronnie do Serie B.