Jeszcze dzień przed meczem trener Legii Maciej Skorża przedstawiał czarną wizję – długa lista kontuzjowanych lub narzekających na ból miała tłumaczyć fatalną serię w lidze i usprawiedliwiać ewentualną wpadkę w finale Pucharu Polski. Spotkanie wygrali jednak ci, których w Kielcach miało zabraknąć.
– Danijel Ljuboja od meczu z Lechem w ogóle nie trenował, ale umówiłem się z nim, że zagra 45 minut. Michał Kucharczyk dopiero rano przyjechał na stadion, zrobił rozruch i zdecydował, że jest w stanie grać. Michał Żewłakow pod koniec spotkania poprosił o zmianę. To nie była zasłona dymna. Ci zawodnicy naprawdę narzekają na różne urazy – tłumaczył Skorża.
Legię do zwycięstwa poprowadził Michał Żyro. W ósmej minucie pobiegł lewym skrzydłem, podał do Miroslava Radovicia, ten do Ljuboi i było 1:0.
Ruch nie istniał. Trener Waldemar Fornalik, szukając na gorąco przyczyn klęski swojej drużyny, zastanawiał się, czy jego piłkarzy przygniotła presja. Na 2:0 podwyższył Radović po podaniu Żyry. Trzeciego gola, już w drugiej połowie, strzelił sam Żyro, wykorzystując sytuację sam na sam z bramkarzem.
Po przerwie piłkarze Skorży bawili się na boisku, wsadzili rywali na karuzelę i kręcili coraz szybciej. – Zagraliśmy ten mecz w stylu, w jakim chcieliśmy grać przez całą rundę. Radość jest wielka, ale wiemy, że teraz mamy przed sobą trzy finały, w lidze. Droga do mistrzostwa Polski nie skróciła się nawet o centymetr – mówił Skorża.
W Kielcach grał lider Ekstraklasy z wiceliderem, którego wyprzedza tylko o jeden punkt, ale na boisku drużyny dzieliła przepaść. Ruch końcówkę sezonu ma łatwą – spotka się z trzema ostatnimi drużynami w tabeli, Legię czekają mecze z Jagiellonią, Lechią i Koroną. Skorża przyznał, że to właśnie drużyny z Chorzowa Legia obawia się najbardziej. Fornalik zapewniał, że tak bolesna porażka nie odbierze jego piłkarzom wiary.
Legia zdobyła Puchar Polski 15. raz, spotkanie nie skończyło się wtargnięciem kibiców na boisko, ale hukowe petardy wybuchały niemal przez 90 minut, a w drugiej połowie sędzia przerwał mecz na kilka minut, gdy fani Legii odpalili race dymne. Piłkarze po odebraniu medali pobiegli z pucharem na trybunę. Radović wręczył na chwilę trofeum Piotrowi Staruchowiczowi, pseudonim Staruch. To cena względnego spokoju.
Korespondencja z Kielc