Mecz w Warszawie zaczął się po godzinie gry, gdy Tomasz Frankowski dał Jagiellonii prowadzenie. Wcześniej na boisku były serpentyny, kiedy kibice świętowali zdobycie przez Legię Pucharu Polski, było też człapanie w miejscu piłkarzy Macieja Skorży i radość z tego, że Ruch Chorzów swoje spotkanie tylko zremisował.
Zdobycie pucharu, wbrew przepowiedniom Skorży, wcale nie spowodowało turbodoładowania u jego zawodników. Legia czekała na gola, jakby jej się należał za to, że ma w składzie znane nazwiska. Nie robiła nic ponad dalekie wrzutki, trudno było doszukać się w jej grze jakiejś myśli.
Pomysł na Legię miał natomiast Tomasz Hajto. Wiedział, że ma gorszą drużynę, a jednak umiał ustawić ją w ten sposób, że rywale w pierwszej połowie oddawali tylko niecelne strzały.
Gol Frankowskiego obudził też publiczność, trybuny przestały jednostajnie szemrać. Kibice zaczęli od Legii wymagać więcej. Zareagował Danijel Ljuboja: najpierw wywalczył rzut wolny, a później zamienił go na bramkę. Od trafienia Jagiellonii minęły raptem trzy minuty, gospodarze błyskawicznie nabrali wiatru w żagle. Dwóch doskonałych okazji nie wykorzystał Ismael Blanco, jednej Nacho Novo. Aż trudno uwierzyć, że ci piłkarze naprawdę liczyli się kiedyś w europejskiej piłce.
Legia zremisowała 1:1, chociaż do końca ligi miała już tylko wygrywać. Pozostała liderem, ale tyle samo punktów ma Śląsk Wrocław, który w eksperymentalnym składzie pokonał najlepszą drużynę wiosny – Zagłębie Lubin 2:1. Orest Lenczyk utrzymuje zespół na powierzchni.
Trener Ruchu Waldemar Fornalik zapowiadał natomiast, że po 0:3 z Legią jego piłkarze podniosą się szybko, ale nikt nie chciał mu w tym pomóc. Chociaż władze ligi, mimo bijatyki kibiców podczas derbów z Górnikiem Zabrze, zgodziły się, by kolejne spotkanie oglądało trzy tysiące widzów, władze miasta zdecydowały, że nie będzie ich więcej niż 199. – Nie rozumiem takiej decyzji. Nie wiem, komu na tym zależało – mówił Fornalik przed spotkaniem z ŁKS.
I chociaż Arkadiusz Piech strzelił najszybszego gola w tym sezonie (Ruch po 21 sekundach prowadził 1:0), widać było, że wicelider jest w dołku. Broniący się przed spadkiem goście, jeszcze w pierwszej połowie wyszli na prowadzenie. Artur Gieraga i Rafał Kujawa obudzili nawet przysypiającego zazwyczaj na ławce rezerwowych menedżera Piotra Świerczewskiego.
Ruch miał mieć najłatwiejszą drogę w trzech ostatnich kolejkach, a z ŁKS udało mu się ledwie zremisować – gola ratującego punkt i honor w 66. minucie strzelił Piotr Stawarczyk.
Trener Podbeskidzia Robert Kasperczyk po porażce 0:3 z Górnikiem Zabrze stwierdził, że dla jego drużyny najlepiej byłoby, aby ten sezon się skończył.