Głośni sąsiedzi – jak mówi o nich Alex Ferguson – od niedzieli świętują mistrzostwo Anglii. I nie zamierzają szybko przestać hałasować. Czekali na ten moment 44 lata.
To był czas rozczarowań, upokorzeń, spadków i powrotów. Przez prawie pół wieku miłość do Manchesteru City była bardzo trudna. Chyba najgorsze było jednak życie w cieniu United. Gdy drużyna z Old?Trafford kolekcjonowała tytuły, oni byli wdzięcznym obiektem żartów.
Modły trenera
Ale niebieski kolor koszulek i hymn „Blue moon" od kilku dni z cierpieniem już się nie kojarzy. „Żegnajcie, demony przeszłości" – obwieściły angielskie gazety, gdy Edin Dżeko i Sergio Aguero w doliczonym czasie meczu z Queens Park Rangers zdobyli bramki, które zrzuciły z tronu Czerwone Diabły.
City już wiedzą, co czuli Teddy Sheringham i Ole Gunnar Solskjaer, strzelając w ostatnich minutach gole Bayernowi w finale Ligi Mistrzów 1999 na Camp Nou. Pokazali, że nie tylko United mogą sięgać po trofea w dramatycznych okolicznościach, pisząc piękną historię futbolu.
Wizyta Roberto Manciniego w kościele przyniosła efekty, modlitwy włoskiego trenera zostały wysłuchane. Finał był dla niego taki jak cały sezon: pełen wzlotów i upadków, ale ze szczęśliwym zakończeniem. Najbardziej szalony w Premiership. Jego symbolem będą kłótnie z Mario Balotellim oraz fochy i kilkumiesięczne wakacje Carlosa Teveza, ale także wielki triumf na Old Trafford (6:1), po którym Ferguson powiedział, że to najgorszy dzień w jego karierze, i udana pogoń za United w końcówce sezonu.