Niemiecka wiosna

W sobotę (20.45, Polsat, nSport) Bayern - Chelsea. Finał z morałem

Aktualizacja: 18.05.2012 22:51 Publikacja: 18.05.2012 22:46

Franck Ribery nie mógł grać dwa lata temu, gdy Bayern uległ w finale Interowi. – Dostałem drugą szan

Franck Ribery nie mógł grać dwa lata temu, gdy Bayern uległ w finale Interowi. – Dostałem drugą szansę. I porażki nie zakładam – mówi

Foto: Associated Press

Można wybrzydzać, że nie ma Barcelony, nie ma Realu, że cień Euro 2012 coraz dłuższy i wszystko przykrywa, a do finału doszły dwie drużyny pokiereszowane w tym sezonie przez rywali w kraju i przez los. Ale nawet wszystkie sieroty po Gran Derbi muszą przyznać, że finał w Niemczech, i z niemieckim klubem, to najlepsza puenta dla tego, co się ostatnio w europejskim futbolu działo.

Nadeszła wiosna Bundesligi. Żadna liga nie potrafiła się w ostatnich latach wymyślić na nowo tak dobrze jak niemiecka. Wróciła z zesłania na coraz dalsze peryferia, pospłacała długi, idzie w górę w rankingu UEFA, bije rekordy oglądalności. Potrafiła wyprodukować swoje gwiezdne wojny: Bayernu i Borussii, i posadzić przed ekran całą Europę.

To liga z największą w futbolu liczbą widzów na stadionach i liga, która w najnowszym kontrakcie telewizyjnym wyrwie od telewizji aż 2,5 miliarda euro za cztery lata, czyli 50 procent więcej niż dotychczas.

Gdy z Południa i Północy futbolu sypią się informacje o mankach w kasie, niezapłaconych podatkach i wprowadzaniu syndyków, tutaj aż 12 z 18 klubów przyniosło w ostatnim roku zyski. Tu się szkoli młodzież niewiele gorzej niż w Hiszpanii, system licencyjny wymaga, by każdy klub prowadził swoją akademię, dzięki czemu na wychowywanie talentów wydaje się co sezon 85 mln euro, a pełna piłkarzy z rodzimych klubów reprezentacja będzie jednym z faworytów Euro.

Można powiedzieć, że w pierwszym sezonie wprowadzania finansowego fair play trafił się szefom UEFA finał z morałem. Bayern, klub, który przynosił zyski w 29 z ostatnich 30 sezonów, kontra Chelsea produkująca rok w rok setki milionów funtów strat.

Elitarna szkółka Bayernu z internatem na ledwie kilkanaście osób i wszystkimi drużynami grającymi w ustawieniu 4-4-2 wychowała dla pierwszej drużyny gwiazdy: Bastiana Schweinsteigera, Philippa Lahma, Toniego Kroosa i jeszcze kilku piłkarzy. Chelsea wychowanków gotowych do wielkiej gry ma ledwie dwóch. John Terry nie zagra, bo został w półfinale z Barceloną wyrzucony z boiska. A młody lewy obrońca Ryan Bertrand ma szansę, ale to zależy od tego, jaką taktykę wybierze Roberto di Matteo.

I choć Bayern ma - wbrew temu, co podpowiada intuicja - większy budżet niż Chelsea (330 mln euro kontra 260 mln euro), to jednak będzie to zderzenie dwóch zupełnie różnych pomysłów na futbol. Angielskiego, coraz bardziej oderwanego od codziennego życia i swoich korzeni, i niemieckiego, który pozostał blisko ludzi. Premier League, opanowanej przez oligarchów ze wszystkich stron świata, i Bundesligi, w której bogaty udziałowiec może przejąć kontrolę nad klubem, tylko jeśli go wcześniej wspierał przez co najmniej 20 lat, jak jest w przypadku Bayeru Leverkusen czy VfL Wolfsburg.

I wszystko pięknie, tylko na razie ta przemiana daje Niemcom uznanie, budzi zazdrość, ale tytułów - poza tymi zdobywanymi w piłce młodzieżowej - nie przynosi. Reprezentacja jest bez mistrzostwa Europy lub świata już od 16 lat, to najdotkliwsza susza w historii. A kluby nie zdobyły europejskiego pucharu od  11 lat i wygranej Bayernu z Valencią w finale Ligi Mistrzów, po rzutach karnych.

W sobotę Bayern, ośmiokrotny finalista Pucharu Europy, czterokrotny zwycięzca, będzie faworytem przeciw Chelsea, która tylko raz była blisko Pucharu Europy, ale przegrała cztery lata temu w karnych z Manchesterem United, gdy Terry poślizgnął się w decydującym momencie.

Wszystko teoretycznie przemawia przeciw Romanowi Abramowiczowi i jego marzeniu o pucharze. Bayern gra u siebie, jako pierwszy finalista na własnym stadionie od AS Romy w 1984 r. (ostatni raz Puchar Europy u siebie zdobył Inter w 65). Na Allianz Arenie, nazwanej na czas finału Fussball Areną, gospodarze wygrali siedem ostatnich meczów w LM.

To Chelsea będzie bardziej osłabiona: bez Terry,ego, Raula Meirelesa, Ramiresa i Branislava Ivanovicia, a w Bayernie zabraknie Davida Alaby, Holgera Badstubera i Luiza Gustavo.

Obie drużyny mają za sobą fatalny sezon w lidze, ale Chelsea jednak dużo gorszy, bo nawet nie zapewniła sobie miejsca w następnej LM. Tylko kto się odważy odmówić szans drużynie, która wyeliminowała Napoli i Barcelonę, choć była już w beznadziejnym położeniu.

Poza tym to jest wiosna Bundesligi, ale oligarchów i szejków też: Manchester City mistrzem za miliony z Abu Zabi, PSG wita się z Ligą Mistrzów dzięki katarskiej fortunie, a Malaga zagra dzięki niej w eliminacjach LM. Pierwszy Puchar Europy pełen petrodolarów ze Wschodu nie byłby taki nielogiczny.

Jupp Heynckes, trener Bayernu

To historyczny moment. Gramy w finale na własnym stadionie, co może się już nigdy nie powtórzyć. Ale nie daje nam to wielkiej przewagi, nie podzielam opinii, że Bayern jest faworytem. Gdybym był Romanem Abramowiczem, zatrudniłbym na dłużej Roberto di Matteo. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Obie drużyny po słabym sezonie ligowym pragną sukcesu. Mam nadzieję, że do rozstrzygnięcia nie będą potrzebne znów rzuty karne (tak Bayern wygrał półfinał z Realem Madryt - red.). Nie wiem, czy moje serce by to wytrzymało.

Juan Mata, pomocnik Chelsea

Wyeliminowaliśmy już Barcelonę, najlepszą drużynę na świecie. To dodaje pewności siebie. Szanse obu zespołów oceniam na pięćdziesiąt procent. Wydaje mi się, że czeka nas otwarty mecz, w którym o zwycięstwie może zadecydować jedna akcja. Dla nas zwycięstwo to już ostatnia szansa, by dostać się do następnej Ligi Mistrzów. Nieważne, że tylu naszych piłkarzy nie może zagrać w finale. My jesteśmy Chelsea: ktokolwiek daje zmianę, nie jest gorszy od tego, którego zastępuje.

zebrał t.w.

Można wybrzydzać, że nie ma Barcelony, nie ma Realu, że cień Euro 2012 coraz dłuższy i wszystko przykrywa, a do finału doszły dwie drużyny pokiereszowane w tym sezonie przez rywali w kraju i przez los. Ale nawet wszystkie sieroty po Gran Derbi muszą przyznać, że finał w Niemczech, i z niemieckim klubem, to najlepsza puenta dla tego, co się ostatnio w europejskim futbolu działo.

Nadeszła wiosna Bundesligi. Żadna liga nie potrafiła się w ostatnich latach wymyślić na nowo tak dobrze jak niemiecka. Wróciła z zesłania na coraz dalsze peryferia, pospłacała długi, idzie w górę w rankingu UEFA, bije rekordy oglądalności. Potrafiła wyprodukować swoje gwiezdne wojny: Bayernu i Borussii, i posadzić przed ekran całą Europę.

Pozostało 86% artykułu
Piłka nożna
Derby dla Barcelony. Trzy gole w pół godziny, a później emocje opadły
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Kto chce grać z Rosjanami w piłkę?
Piłka nożna
Jerzy Piekarzewski. Tu zawsze brakuje 99 groszy do złotówki
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Trzeba dbać o pamięć Kazimierza Deyny, ale nikt nie chce pomóc
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Piłka nożna
Wraca portugalska szkoła. Manchester United wybrał nowego trenera