Rodzice mówili do niego Boguś, dalej zresztą tak mówią. Bogusława nie ma jednak w spisie imion w Niemczech, dlatego – kiedy Polanski zmienił adres zamieszkania z Sosnowca na położone blisko holenderskiej granicy Viersen – zniemczono mu drugie imię. Tak trzyletni chłopiec z Bogusława stał się Eugenem. Proces asymilacji trwał równie krótko. Z Polski Polanski nie pamiętał nic, wyrósł w nowym otoczeniu, przez rówieśników traktowany był jak chłopak stąd, normalny Niemiec.
Po polsku nigdy nie nauczył się pisać. Wspomina, że radził sobie jedynie ze „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin", bo kartki z takim tekstem wysyłał do rodziny w Polsce. Niemcy dali jego rodzicom pracę, Polanskich stać było na normalne życie. Eugen skończył zawodową szkołę ekonomii i administracji, miał niemieckich kolegów, a niemieccy trenerzy nauczyli go grać w piłkę.
Niemiecki kapitan
W Bundeslidze zadebiutował w 2005 roku w barwach Borussii Moenchengladbach. Szansę dał mu Dick Advocaat, ten sam, który 12 czerwca poprowadzi reprezentację Rosji w meczu przeciwko Polakom. Polanski nie był wtedy anonimowym zawodnikiem, od czterech lat grał w młodzieżowych reprezentacjach Niemiec, występował w czterech różnych kategoriach wiekowych, zanim rozpoczął grę w tej, z którą odniósł największe sukcesy – U-21. Został kapitanem niemieckiej młodzieżówki, wystąpił w 19 meczach i marzył o tym, żeby zagrać w drużynie Joachima Loewa.
Loew nie zadzwonił
Pierwszym, który wpadł na pomysł, by Eugen przypomniał sobie, że był Bogusiem, wpadł Paweł Janas. Polanski próby namawiania go na grę dla Polski wspomina z uśmiechem na twarzy. Po meczu Borussii z Hannoverem w drodze do autokaru zaczepił go nieznajomy człowiek i zapytał, czy nie chciałby zmienić reprezentacji. Eugen nie potraktował go poważnie.