Śląsk zmniejszył do minimum szanse występu w Lidze Mistrzów. Porażka 0:3 u siebie praktycznie te szanse odbiera. Helsingborg był zdecydowanie lepszy i nie ma nawet gdzie szukać pocieszenia. – Mamy fatalne dni, będziemy mieli fatalną noc – powiedział po meczu kapitan Śląska Sebastian Mila, dodając, że w swój zespół wierzy.
A co innego ma powiedzieć? Nie będzie wyciągał wewnętrznych konfliktów, wzajemnych pretensji, nie będzie publicznie oskarżał niektórych kolegów o ich brak profesjonalizmu. Nie powie wreszcie niczego przeciw trenerowi, który zdobył ze Śląskiem tytuł mistrza, ale teraz nie jest w stanie nad nim zapanować. Śląsk przegrał cztery ostatnie mecze, wszystkie we Wrocławiu. Z Benficą i Athletic Bilbao w turnieju Polish Masters, rewanż z Buducnostią Podgorica i wczoraj z Helsingborgiem. Nie ma w tym żadnego przypadku. Kilku zawodników odeszło, nowi nie są lepsi, niektórym nie chce się grać, bo czekają na premie za tytuł mistrza. A choćby wszyscy razem zapomnieli o konfliktach i zmobilizowali się na półtorej godziny w tygodniu, to też by pewnie nic nie dało, bo są za słabi. Czarnogórcom dadzą radę, dobrze zorganizowanym, choć wcale nie jakimś wybitnym Szwedom – już nie.
Pamiętając o przewadze Buducnosti i braku okazji podbramkowych Śląska, trener Orest Lenczyk zmienił nieco skład. Wystawił od początku ofensywnego Waldemara Sobotę, a Łukasza Gikiewicza zastąpił w ataku Johanem Voskampem. Nic to nie dało. Obydwaj zagrali słabo, cała obrona fatalnie, a Przemysław Kaźmierczak nie grał w ogóle, mimo że był na boisku. Śląsk wypracował dwie sytuacje strzeleckie. Goście mieli pięć dobrych, z których strzelili trzy bramki. Z taką grą nie ma co marzyć o odrobieniu strat.
Znacznie lepiej od piłkarzy zaprezentowali się kibice Śląska. Ich kartoniada i transparenty poświęcone rocznicy i bohaterom Powstania Warszawskiego były imponujące i wzruszające. To dobrze wróży atmosferze na stadionie Legii, gdzie 12 sierpnia Śląsk zagra z Legią o Superpuchar Polski.
Dziś trzy nasze drużyny walczą o Ligę Europejską. Być może najtrudniejszego przeciwnika ma Ruch. Viktoria Pilzno w ubiegłym roku grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Miała pecha, bo wylosowała Barcelonę, Milan i tylko Borysów był przeciwnikiem na jej miarę. Po zajęciu trzeciego miejsca w Lidze Europejskiej Viktoria trafiła na Schalke i odpadła po dogrywce.