Poloniści zaczęli przygotowania później niż pozostali ligowcy. Po sprzedaży klubu biznesmenowi z Katowic Ireneuszowi Królowi istniało realne zagrożenie likwidacji Polonii na poziomie ekstraklasy.
Ale z pomocą warszawiakom (choć raczej nieświadomie) przyszli kibice GKS Katowice. W dość drastyczny sposób, z użyciem petard pod domem nowego właściciela, dali do zrozumienia, jaki mają stosunek do obecności Polonii na Śląsku. Ireneusz Król wziął ich racje pod uwagę i pozostawił klub tam, gdzie jego miejsce: w stolicy na Konwiktorskiej.
To działo się w połowie lipca. Potem nie wiadomo było, kto w Polonii zostanie, kto przy gorszych warunkach finansowych niż w czasach Józefa Wojciechowskiego zechce przyjść, kto będzie trenerem, gdzie jechać na obóz przygotowawczy i z kim rozgrywać mecze kontrolne.
Pod każdym z tych względów Czarne Koszule były kilka kroków za konkurencją. Ale kiedy już wystartowali, z ubogich krewnych stali się jedną z rewelacji pierwszej kolejki. Ich wygrany 3:1 mecz z Lechią w Gdańsku stał na bardzo przyzwoitym poziomie, co dla ortodoksyjnych kibiców Polonii stało się okazją do robienia sobie nadziei, z jakich ci kibice słyną od dziesięcioleci. Wszyscy lubimy bajki o Kopciuszku.
W sobotę będzie okazja do weryfikacji marzeń. Polonia trenera Piotra Stokowca, z samymi dzieciakami: Danielem Gołębiewskim, Łukaszem Piątkiem, Pawłem Wszołkiem, Łukaszem Teodorczykiem zagra z Lechem, który przed tygodniem pokonał Ruch 4:0.