Śląsk zagrał pierwszy raz bez Oresta Lenczyka. Na stadionowym telebimie pokazała się jego twarz, kibice dziękowali mu brawami. Klub sprzedał zawodników, lepszych na ich miejsce nie sprowadził, nie troszczył się wyjątkowo o ich byt (chociaż głodu nie doświadczyli), kilku najlepszych zostało zawieszonych. Wszystko to wpłynęło na atmosferę i wyniki.
Kiedy mistrz Polski traci w dwóch meczach z przeciętną drużyną Bundesligi dziesięć bramek, to nie jest miłe ani normalne. W takich sytuacjach zawsze przegrywa trener. A ponieważ Orest Lenczyk ma swoje zasady i zapracował na opinię człowieka, z którym trudno się pracuje, łatwiej było podjąć decyzję.
Nie wiadomo, jaki wpływ na piłkarzy Śląska będzie miało zwolnienie Lenczyka, który osiągnął z nimi więcej niż jakikolwiek inny trener w ostatnim ćwierćwieczu. Wraz z jego odejściem ekstraklasa straciła kulturę, jakiej na ogół nie mają młodzi trenerzy, używający na konferencjach prasowych nowomowy lub mający tyle do powiedzenia, że dziennikarze nie wiedzą, jak to przelać na papier.
Wczoraj Śląsk grał z Ruchem. Mistrz z wicemistrzem, ale emocji było niewiele. O zwycięstwie gospodarzy zadecydował gol z karnego w końcówce. Paradoks polega na tym, że to Ruch, zwłaszcza w drugiej połowie, przeprowadził więcej groźnych i ładnych akcji, a zajmuje ostatnie miejsce w tabeli.
Dla Ruchu to był trzeci mecz z rzędu na obcym boisku. To, być może, ma wpływ na fatalny start. Ale wcześniej czy później i Śląsk, i Ruch będą coraz lepsze, bo mają niezłych zawodników jak na polską ligę. Trener Tomasz Fornalik kontynuuje metody brata, które doprowadziły Ruch do drugiego miejsca. Nowego trenera Śląska mamy poznać w tym tygodniu.