Boniek pojawił się na wczorajszym spotkaniu pezetpeenowskich baronów, czyli szefów wojewódzkich związków. Wpadł do wrocławskiego hotelu Scandic na kwadrans, ogłosił, że chce wystartować w październikowych wyborach i poprosił prezesów o poparcie. Od dziś zaczyna zbieranie głosów w klubach ekstraklasy, pierwszej ligi i w związkach wojewódzkich. By wystartować, trzeba ich zebrać 15 i przedstawić do 25 września.
Szefem jego kampanii ma być Kazimierz Greń, który w poprzednich wyborach zapewnił Grzegorzowi Lacie zwycięstwo, m.in. nad Bońkiem. To był zjazd pod specjalnym nadzorem, na sali pojawił się minister sportu, Hryhorij Surkis przyjechał specjalnie, by wspierać Bońka i zapewniać, że takiego prezesa życzyłby sobie Michel Platini. Ale w ten sposób tylko tej kandydaturze zaszkodzili. Bo ostatnie wybory były buntem związkowych dołów przeciw górze. Boniek, wiceprezes za czasów Michała Listkiewicza, pokpiwający sobie z niektórych działaczy, był wówczas niewybieralny.
Czy będzie wybieralny teraz? Wiele zależy od Grenia, który po wyborach szybko poróżnił się z Latą. Z Bońkiem było odwrotnie: na początku różniło ich z Greniem wszystko, a potem uznali, że jest im jednak po drodze. Greń to baron zbuntowany, persona non grata dla Laty i jego ekipy. Ale nadal ma świetne kontakty w tzw. terenie, czyli tam, gdzie się wygrywa wybory. Jego najważniejszy sojusznik to dolnośląski baron Andrzej Padewski, też swego czasu lider związkowej opozycji.
Na głosy Dolnego Śląska Boniek na pewno może liczyć, ale faworytem wyborów na razie nie jest. Podczas wspomnianego spotkania we Wrocławiu chęć kandydowania ogłosili też oficjalnie dwaj baronowie: Stefan Antkowiak z Poznania i Eugeniusz Nowak z Bydgoszczy, czyli najważniejszy stronnik Bońka w poprzednich wyborach.
Według dobrze poinformowanych, Nowak wie, że na wybór nie ma szans, zgłosił się by w odpowiednim momencie przekazać swoje głosy silniejszemu kandydatowi w zamian za fotel np. wiceprezesa.