Poprzedniej jesieni nie dała rady średniakom. Teraz zderzy się z potęgą Realu, Manchesteru City i z wracającym do wielkości Ajaksem. Nie ma w Lidze Mistrzów drugiej grupy tak wyrównanej. Ale wbrew pozorom szanse Borussi wcale nie są dużo mniejsze niż rok temu.
Wtedy zgubił ją narcyzm, tak to później wspominał trener Juergen Klopp. Jego piłkarze chcieli wszystko robić ładnie i po swojemu, jak w Bundeslidze. A rywale biegali po boisku z nożami w zębach. Ci z Olympique Marsylia odreagowywali w Lidze Mistrzów zapaść w Ligue 1, ci z Olympiakosu Pireus walczyli o każde kilkaset tysięcy euro premii, zwłaszcza w meczach z drużyną z kraju Angeli Merkel. Nawet Arsenal okazał się cwańszy od Borussii, a to mu się często nie zdarza.
Silny Polakami mistrz Niemiec grał przyjemnie dla oka, jego mecze bywały szalone, ale punktów nie przybywało. I jego trener musiał potem wysłuchiwać uszczypliwości z Monachium, że w Bundeslidze mogą się dziać różne rzeczy, ale puchary pokazały, że jednak co Bayern to Bayern. Liga Mistrzów to największa zadra w karierze Kloppa.
Dziś Borussia gra u siebie z jedynym rywalem, na którego może w tej grupie spojrzeć z góry. Może też w nim zobaczyć swoje odbicie, bo Ajax tak jak ona w porę zawrócił z drogi donikąd, przestał wyrzucać pieniądze na nonsensowne transfery, postawił na młodego trenera Franka de Boera, przypomniał sobie, że umie wychowywać piłkarzy. I jak Borussia zdobył mistrzostwo dwa razy z rzędu, co mu się nie zdarzyło od kiedy jego potęgę rozbiło w latach 90. prawo Bosmana.
Borussia jest rozpędzona, ligowy mecz z Bayerem Leverkusen wygrała łatwo, a Robert Lewandowski grał tak dobrze, że wybór do jedenastki kolejki „Kickera" był oczywistością. Ale to dopiero takie mecze jak z Ajaksem pokażą, czy prawda o polskiej trójce z Borussii jest bliższa temu, co widzieliśmy na Euro, czy temu, co oglądamy co tydzień w Bundeslidze.