Cała para w Neymara

Jest utalentowany, przereklamowany, miły i kabotyński. Jest twarzą Brazylii, coraz bogatszej i pewnej siebie. Przedsiębiorstwo rozrywkowe Neymar ląduje dziś we Wrocławiu

Publikacja: 08.10.2012 00:36

Cała para w Neymara

Foto: AFP

Co mógłby dla ciebie zrobić? Jest do usług. Zamawiasz, płacisz, masz. Nie będzie tanio, ale z gwarancją sukcesu. Proś o co tylko chcesz. Neymar zatańczy, Neymar zaśpiewa, Neymar zagra w teleturnieju i telenoweli, Neymar spotka się z delegacją polityków, Neymar podniesie sprzedaż, Neymar podbije świat z Santosem i reprezentacją.

Już gdy podpisywał umowę z dziesiątym prywatnym sponsorem, złośliwi mówili, że nie da rady tego wszystkiego pogodzić. Ale ludzie złośliwi go nie doceniają. Podpisał jeszcze z jedenastym, Volkswagenem, i zachwala w Brazylii nowego garbusa. Podpisał z dwunastym i jest na okładce gry piłkarskiej razem z Cristiano Ronaldo. Podpisał z trzynastym i teraz przebrany za krowę, jaskiniowca, Rambo, Elvisa i pszczołę zachwala lody Kibon.

Jak się zgłosi czternasty i piętnasty sponsor, to pewnie też da radę, a w wolnej chwili pomoże kolejną piosenkę zamienić w hit (nawet hit światowy, jak było z „Ai se eu ti pego"), albo uświetni jakąś galę czy targi. W końcu mowa o chłopaku, który pierwszy milion reali zarobił jako trzynastolatek i którego sam Pele namaścił na nowego Pelego, Ronaldo na nowego Ronaldo, a i poseł Romario krzyczy z ław parlamentu, że to wykapany on: jeszcze przed dwudziestką zarobił fortunę, strzela gola za golem, dziewczyny go kochają, będzie wielki, nawet jeśli więcej czasu niż na treningach spędzi w dyskotece i na własnym jachcie.

Książę w pościeli

Pół Brazylii Neymara kocha, pół nienawidzi, pół wchodzi na jego blog, żeby być z idolem na bieżąco i sprawdzić, co właśnie nosi i czego słucha, pół żeby z niego pokpić, ale każdy przyzna: mały ma taki dryg do futbolu i show-biznesu, jaki się zdarza bardzo rzadko. I do tego kondycję maratończyka. Poleci do USA zareklamować Brazylię albo Red Bulla, poleci do Londynu zagrać z reprezentacją olimpijską na igrzyskach, potem do Szwecji na mecz dorosłej reprezentacji i jeszcze zdąży wrócić do Brazylii, żeby pomóc Santosowi w lidze.

Jak terminy będą naglić, to wynajmie prywatny odrzutowiec. I jeszcze dopilnuje, jak było ostatniego lata, żeby ktoś z jego świty jak najszybciej dał na Twitterze link do zdjęcia z pokładu: dwudziestoletni książę młodej Brazylii śpi w samolocie w pościeli z logo Louisa Vuttona. Książę ma hollywoodzki uśmiech i fryzurę młodego Japończyka, czyli na głowie starannie wymodelowany chaos. Nosi dużo biżuterii, spodnie nisko opuszczone, bejsbolową czapkę o rozmiar za dużą i przekrzywioną na bok. Jest jak Justin Bieber futbolu, tylko niegrzeczny, bo już jako dziewiętnastolatek miał dziecko z siedemnastolatką, do kolorowej prasy trafiają jego zdjęcia z kolejnymi narzeczonymi, robi się coraz bardziej arogancki i zarozumiały.

– Wychowujemy potwora – ostrzegał swego czasu komentator telewizyjny meczu, w którym Neymar dał wyjątkowy popis egoizmu. Ale przecież jakieś wady musi mieć. Komu by nie zawirowało w głowie, gdyby cały czas słyszał, że dźwiga na swoich ramionach dobrobyt ligi i przyszłość reprezentacji.

Być jak Neymar chcą i dzieci Brazylijczyków od zawsze bogatych, i tych nuworyszów, którzy jak sam piłkarz z biedy błyskawicznie przeskoczyli w najdroższe dzielnice, i dzieci tych 49 milionów Brazylijczyków, którzy w ostatnich latach awansowali do klasy średniej i tych, którym nawet w slumsach żyje się bardziej znośnie i bezpieczniej niż kiedyś.

Cierpię za was

Od dziś będziemy mieli okazję się temu szaleństwu przyjrzeć z bliska. Reprezentacja Brazylii przylatuje do Wrocławia na zgrupowanie i mecz towarzyski z Japonią (16 października). Będzie trenować na miejscowym stadionie i otworzy niektóre treningi dla publiczności. Z Wrocławia poleci do Malmoe na piątkowy towarzyski mecz z Irakiem, wróci na spotkanie z Japonią, i stąd tuż po jego zakończeniu wyleci do Brazylii. To jedno z najatrakcyjniejszych i najdziwniejszych wydarzeń sportowych w Polsce. Żadna z naszych telewizji tego meczu nie pokaże, ale transmisje będą do ponad 120 krajów.

Dlaczego Brazylia i Japonia grają we Wrocławiu? Bo zależało im na meczu w Europie, by ich gwiazdy z tutejszych lig miały bliżej. A Wrocławiowi zależało na promocji. Mecz był w ofercie agencji eventowych, trzeba było tylko zaproponować dobrą cenę. Według informacji „Rz" Wrocław musiał zainwestować 4–5 mln zł. Ale za to będzie miał zlot gwiaździsty. Będą w Polsce trenować i grać Ramires i Oscar z Chelsea, wracający do kadry Kaka z Realu, bohater ostatniego okna transferowego Hulk z Zenitu, a to tylko początek wyliczanki. Ale dla Brazylii i tak najważniejsze będzie, co powiedział, jak kopał piłkę i jak wysoko podciągnął getry Neymar.

Bo to już nie jest zwykła kariera piłkarska ani reklamowa. To jest marketingowy Big Brother: kamery są włączone na okrągło, flesze migają, a główny bohater cały czas wie, w którą stronę się uśmiechnąć, gdzie zapozować. A jeśli zapomni, to obok jest cała armia podpowiadaczy. Same grube ryby. Pele doradza, utwierdza w przekonaniu, że przyszłość jest wielka i przy okazji przypomina o sobie. Ronaldo jako właściciel firmy marketingu sportowego 9ine ma kontrakt z Neymarem i szuka dla niego nowych okazji do zarabiania. To samo robi IMX Talent, firma miliardera Eike Batisty, czyli brazylijskiego Jana Kulczyka.

Prawo do prowadzenia kariery Neymara ma także najsłynniejszy agent piłkarski Brazylii Wagner Ribeiro, zwany też Wagnerem Dinheiro – dinheiro znaczy pieniądze. I jest jeszcze firma Neymar Sports, założona przez piłkarza i jego ojca Neymara seniora, byłego piłkarza, ale dość przeciętnego.

Jeśli do tego dodać, że karta zawodnicza Neymara tylko w 55 procentach należy do jego klubu Santos, a reszta do firmy DIS Esporte, spółki córki sieci supermarketów Sonda, i do funduszu Tercera Estrela Investimentos, robi się z tego bardzo gruba pętla. Każdy ma wobec Neymara jakieś plany, każdy jakąś prowizję. Potrafili nawet chłopaka przekonać, żeby dał się ukrzyżować na okładce ostatniego wydania magazynu „Placar". Przesłanie brzmiało: oto za wasze grzechy cierpi ofiara własnego geniuszu. Piłkarz prześladowany w lidze brazylijskiej, bo wyrósł ponad nią. Piłkarze zazdrośnicy go faulują, sędziowie wyrzucają z boiska, bo chcą uszczknąć dla siebie część jego sławy, a kibice zaczęli go wygwizdywać, bo uważają, że za często symuluje faule i za mało daje reprezentacji. Episkopat Brazylii skrytykował okładkę, wybuchł skandal. Ale przecież właśnie o skandal chodziło.

Czekam na ciebie w 2014

Doradców, inwestorów, pośredników jest wokół Neymara tak wielu, że trudno dziś nawet powiedzieć, które szacunki dotyczące jego dochodów są prawdziwe. Ponoć Santos płaci mu 6,5 mln euro rocznie, a doliczając reklamy Neymar zarabia rocznie 22 mln euro. Na pewno jest już czwarty na liście piłkarzy z najlepszymi kontraktami reklamowymi: za Leo Messim, Davidem Beckhamem i Cristiano Ronaldo. A do tego jest najmłodszy z nich i w 2014 będzie miał u siebie w Brazylii mundial, w 2015 Copa America, a w 2016 igrzyska (wspomniany wcześniej Eike Batista to jeden z oligarchów najbardziej zaangażowanych w olimpijski projekt). Dlatego ledwo się skończył finał Euro 2012, a piłkarz już w telewizyjnej reklamie Nike pisał do Andresa Iniesty: „Nie było źle. Czekam na ciebie w 2014".

Brazylia pędzi do bogactwa i wielkości, pokazuje Europie, co potrafi, a Neymara zrobiła posłańcem tej wiadomości: Wy tam za oceanem macie kryzys, a my się tutaj mamy świetnie. Kiedyś już dawno byście nam wyrwali taką gwiazdę jak Neymar, a teraz proszę: umizgiwał się Real Madryt i Barcelona, umizgiwała Chelsea z Manchesterem, szejkowie z Paris Saint Germain wykładali swoje miliony na stół, a Neymar ciągle gra dla nas. To sprawa narodowej dumy. Jak to ujął prezes Santosu Luis Alvaro de Oliveira, zniesmaczony tym, że Real zaproponował za piłkarza za mało: „Tym Hiszpanom się wydaje, że traktat z Tordesillas, dzielący świat między nich a Portugalczyków ciągle obowiązuje, a Ameryka Południowa jest nadal jedną wielką kolonią".

Na takich sentymentach, odżywiony coraz większym PKB Brazylii, wyrósł fenomen Neymara. Leo Messi mając 13 lat trafił do szkółki Barcelony, bo w pogrążonej wtedy w kryzysie Argentynie nie znalazł klubu, który sfinansowałby mu kurację hormonalną. A 13-letni Neymar, już w aurze cudownego dziecka, poleciał do Realu na testy tylko po to, żeby wymusić od Santosu pierwszy kontrakt. Jego rodzice dostali wspomniany wyżej milion reali i w imieniu syna podpisywali pierwsze umowy reklamowe, bo zawierał je, zanim skończył 18 lat.

Towar nieeksportowalny

Wprawdzie wielu ekspertów mówi, że Neymar w wielkim klubie europejskim byłby na początku tylko rezerwowym, bo mimo fantastycznego talentu do dryblingu i strzelania goli musi jeszcze poczekać i popracować, zanim go będzie można ogłosić piłkarzem światowej klasy: przede wszystkim rozbudować muskulaturę, nauczyć się pomagać w obronie, przestać stroić fochy, gdy coś idzie nie po jego myśli, bo zdarzyło się i tak, że w zemście na trenerze za to, że nie pozwolił mu strzelać karnego, Neymar do końca meczu nikomu już nie podał piłki.

Ale Brazylia nie chce czekać, aż piłkarz dorośnie i się wzmocni. Ona chce się cieszyć, że ma wielką gwiazdę już teraz i że nie oddała jej Europie. Tak jak Pele w koszulce Santosu i reprezentacji był twarzą brazylijskiego cudu gospodarczego lat 50. i 60., tak Neymar z Santosu i kadry jest symbolem ostatniej hossy. Tamten pierwszy cud nastąpił w czasach rządów generałów, którzy po prostu zadekretowali, że Pele jest nieeksportowalnym dobrem narodowym. Można go było natomiast obwozić po świecie na tournée, ściągając dewizy. Kosztowało to ponoć 8 tysięcy dolarów dla Pelego i 20 tysięcy dolarów do podziału między resztę piłkarzy Santosu.

Boom do Rio

Dzisiejszy dolar tamtemu dolarowi nierówny. Według informacji „Rz", aby zaprosić Santos na turniej piłkarski np. do Polski, trzeba zapłacić milion dolarów. Dużo. Barcelona bierze za to co najmniej 1,5 mln dolarów, ale to jednak najlepszy klub ostatnich lat. A liga brazylijska, choć właśnie awansowała na szóste miejsce na świecie pod względem zdolności generowania przychodów z praw telewizyjnych i sponsorskich i jest tuż za wielką europejską piątką, to jednak przyciąga głównie gwiazdy gasnące: Ronaldinho, Deco, Clarence Seedorf, Diego Forlan, Florent Malouda.

Rok temu w finale klubowych mistrzostw świata Barcelona rozbiła Santos 4:0, a Neymar biegał bezradnie po boisku. Reprezentacja Brazylii z Neymarem przegrała z kretesem ostatni turniej Copa America, olimpijska Brazylia z Neymarem, przegrała finał igrzysk, a mistrzem świata Brazylijczycy ostatni raz byli 10 lat temu. Teraz są dopiero na 14. miejscu w rankingu FIFA. Ale w sprzedawaniu siebie wciąż są mistrzami.

Boom na pewno potrwa przynajmniej do igrzysk w Rio. Więc nie trzeba generałów ani ich dekretów, żeby Neymar był nieeksportowalny jak Pele. Sam woli być na razie kanarkiem w złotej klatce, niż ryzykować, że przepadnie na wolności. Kto by wybrał inaczej, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Neymar da Silva Santos Junior

ma 20 lat, urodził się w Mogi das Cruzes niedaleko Sao Paulo, przez całą karierę związany jest z Santosem. Zdobył z nim m.in. Copa Libertadores, Puchar Brazylii. W 2011 z rekordową przewagą został wybrany na piłkarza roku w Ameryce Południowej. W reprezentacji zadebiutował po mundialu w RPA (trener Dunga nie chciał go wziąć na MŚ, mimo że pod listem otwartym w tej sprawie podpisało się 14 tysięcy kibiców), strzelił dla niej 13 goli w 23 meczach

Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum