Gdyby ktoś powiedział po pierwszej połowie, że Niemcy będą mieli tego wieczoru kłopoty, zostałby wyśmiany. Piłkarze Joachima Loewa prowadzili 3:0. Dwie bramki strzelił Miroslav Klose, który przed meczem odebrał od federacji nagrodę fair play (przyznał się do zdobycia gola ręką w lidze włoskiej), a wkrótce dostanie pewnie kolejną, bo do pobicia rekordu Gerda Muellera (68 bramek w reprezentacji) brakuje mu tylko dwóch trafień.
Jeszcze pół godziny przed końcem było 4:0. Ale Szwedzi postanowili się zabawić w Niemców i grać do ostatniej minuty. Pościg zaczął Zlatan Ibrahimović, skończył w trzeciej minucie doliczonego czasu Rasmus Elm. – To niesamowite. Jestem dumny ze swoich zawodników. Czy w przerwie wierzyliśmy, że uda się jeszcze coś zrobić? Nie, nikt o tym nie myślał – cieszył się trener Szwedów Erik Hamren. To pierwsze bramki dla Szwecji w meczu z Niemcami od 24 lat. "Historyczny blamaż" – zatytułował relację "Die Welt". – Po drugim golu dla rywali wszystko się rozpadło. Straciliśmy koncentrację, popełniliśmy za dużo błędów – tłumaczył kapitan Niemców Philipp Lahm.
Trzy bramki do przerwy strzeliła też Holandia – Rumunii w Bukareszcie (4:1). Nie przeszkadzał jej brak Arjena Robbena i Wesleya Sneijdera. Już chyba nikt nie żałuje, że Louis van Gaal wszedł drugi raz do tej samej rzeki. Przez eliminacje może przejść suchą nogą. Rok kończy na pierwszym miejscu w tabeli z kompletem punktów.
Punktów jeszcze nie straciła także Rosja z Fabio Capello na ławce trenerskiej, ale czwarte zwycięstwo – nad Azerbejdżanem (1:0) w Moskwie – przyszło jej bardzo ciężko. Dał je dopiero strzał Romana Szirokowa z rzutu karnego, sześć minut przed końcem.
Włosi bez kontuzjowanego Gianluigiego Buffona nie mieli problemów z Danią (3:1), choć całą drugą połowę grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla Pablo Osvaldo. Mario Balotelli powrót do reprezentacji uczcił golem.