Rozmowa z Fornalikiem, trenerem reprezentacji Polski

Waldemar Fornalik, trener reprezentacji Polski, o remisie z Anglią, dziurawym dachu i bezczelności

Publikacja: 19.10.2012 03:33

Rozmowa z Fornalikiem, trenerem reprezentacji Polski

Foto: ROL

"Rz": Czuje pan satysfakcję?

Waldemar Fornalik

: Mam raczej poczucie, że zrobiliśmy coś dobrego. Czas nas gonił, zostawał margines niepewności, czy się uda. Była też jednak wiara, bo bez niej nie udałoby się zagrać dobrze. To był mój pierwszy punkt na odprawie przed meczem: jeśli pokonamy własne słabości i kompleksy, to nie będzie problemu.

Ustawił pan drużynę ofensywnie, zdając sobie sprawę, że Anglicy są słabi?

Nie zgodzę się, że są słabi. Mimo wszystkich ich niedoskonałości, chciałbym prowadzić tak słabą drużynę, modelować ją po swojemu. Apeluję, by nie odbierać zawodnikom radości. Wykonali kawał ciężkiej pracy. Ustawiłem drużynę optymalnie, nie wiem, czy na mecz z Hiszpanią wystawiłbym trzech defensywnych pomocników. W drużynie muszą być odpowiednie proporcje, trzeba mieć jakieś atuty w ataku. Przy trzech defensywnych pomocnikach takich atutów się pozbawiamy.

Marcin Wasilewski powiedział, że piłkarze przestraszyli się możliwości zwycięstwa z Anglią.

Gdybyśmy się bali, nie prowadzilibyśmy gry, nie bylibyśmy na ich połowie, nie przerywalibyśmy akcji Anglików tak skutecznie. Nie wygraliśmy, bo tego dnia stać nas było tylko na remis. Może gdyby okazję wykorzystał Ludovic Obraniak albo Kamil Grosicki, byłoby łatwiej, ale nie zapominajmy o drugiej stronie – Przemysław Tytoń też musiał wykazać się umiejętnościami po akcjach przeciwników.

Dlaczego nie cieszył się pan po ostatnim gwizdku?

Zdziwiłem się, że już koniec. Na chwilę się odwróciłem, a sędzia zaprasza do szatni. Ale to nie tak, że chciałem, żeby ten mecz trwał i trwał. W ostatnich trzech minutach z Anglią rzadko się wygrywa, a po naszej stronie zaczęły się robić jakieś przecieki i można było coś zepsuć.

Ma pan gotową drużynę?

Nie ma takiej, nie istnieje zespół idealny. Nigdy nie zbuduję reprezentacji na tyle, by powiedzieć, że to koniec.

Dlaczego chciał pan przekładać mecz na listopad. Bał się pan?

Dla mnie sytuacja z przekładaniem spotkania o jeden dzień nie była normalna. Lepiej byłoby się rozjechać i spotkać nawet za tydzień. Ale powiedziałem moim piłkarzom, że ten problem dotknie też Anglików i wygra ten, komu szybciej uda się skoncentrować. W środę zrobiłem już tylko ogólną odprawę, powiedziałem, że zaczynamy w tym samym składzie i zadbałem o motywację.

We wtorek w nocy, gdy zalało stadion, piłkarze podobno nie mogli zasnąć, bo wypili za dużo guarany. Pan też nie spał?

Nie musiałem pić guarany, żeby mieć problemy z zaśnięciem. Spotkaliśmy się na śniadaniu o dziewiątej, później zawodnicy wrócili do pokojów trochę pospać, ale o 11.30 ruszyliśmy na spacer i widziałem, że wszystko jest już w porządku. Roy Hodgson nie zaskoczył mnie składem, nie spodziewałem się od pierwszej minuty tylko Toma Cleverleya.

To był mecz, którego pańska drużyna potrzebowała do przebudzenia?

Każdy zespół potrzebuje dobrych wyników, bo tylko wtedy słowa trenera mają sens. Można pięknie mówić o taktyce, tłumaczyć, jak grać, ale kiedy nie idzie za tym rezultat, piłkarze zaczynają wątpić. Przed wami też by mi było trudno się wytłumaczyć. Jednym z naszych pierwszych celów było pozostanie w grze o mundial po 2012 roku. To się udało i teraz możemy spokojnie myśleć o przyszłości. Jestem przekonany, że piłkarze nie mogą się doczekać marca, ale nie można uznać, że już jest dobrze. Trzeba być pazernym, to jedyny klucz do sukcesu.

Ma pan teraz 5 miesięcy na spokojną pracę. Cieszy się pan czy wolałby grać kolejne mecze już teraz?

Teoretycznie powinienem się cieszyć, może pojawi się ktoś taki jak Glik czy Krychowiak. Ale z drugiej strony Ukraina może być mocniejsza, już przygotowana przez nowego trenera. Anglia i Czarnogóra mierzyły się z nią, gdy odszedł jej wódz i była w dołku.

Za rok mecz na Wembley, ostatni w eliminacjach. Będzie decydował o awansie?

Żebyśmy mieli taki problem! Grupa jest tak wyrównana, że nie sądzę, by coś rozstrzygnęło się wcześniej. Rewanż z Anglią może decydować o  pierwszym miejscu.

Widzi pan efekty wspólnych treningów?

Mamy ich tak mało, że pewne rozwiązania tylko proponujemy zawodnikom. Kilka metod ataku pozycyjnego, ustawienie się w obronie, wyjście do ataku. Żeby działo się to automatycznie, potrzeba kilku tygodni pracy. Ale widocznie piłkarze poczuli, że coś takiego im odpowiada. Przeciwko Anglii nie tylko graliśmy dobrze z kontry, ale też budowaliśmy akcje na połowie przeciwnika. Gola straciliśmy niby po rzucie rożnym, jednak też trochę przypadkowo.

Grzegorz Krychowiak – narodziła się nowa gwiazda?

Wiedziałem, że zagra z Anglią od pierwszej minuty, od kiedy odwiedziłem go we Francji. Nie pojechałem tam na wycieczkę, zobaczyłem, jak funkcjonuje w klubie i nie musiałem już o nic pytać. Grzesiek jest ulepiony z innej gliny, jego zachowanie, zaangażowanie czy wypowiedzi świadczą o tym, jak wielką wagę przywiązuje dla gry dla Polski.

To, że nowe pokolenie piłkarzy nie jest obciążone kompleksami, ma znaczenie?

Ci chłopcy są wychowani w innych realiach, chciałbym, żeby przeniosło się to na boisko. Jeśli Jakub Kosecki mówi, że będzie bezczelny, to ja to kupuję. W futbolu nie ma miejsca dla grzecznych chłopców, to znak naszych czasów, trzeba być przebojowym.

Przemysław Tytoń wiedział, że zagra w tym spotkaniu od początku zgrupowania?

Przygotowywany był do tego, ale spotkanie z RPA było mu jednak potrzebne. Pokazał w nim samemu sobie, że chociaż nie broni w PSV, nadal jest w świetnej formie. W razie czego gotowy był także Tomek Kuszczak. Nie chcę robić mu laurki, ale on ma wspaniały charakter, to dobry duch tej drużyny. Nie znałem go wcześniej, a buduje atmosferę, potrafi być jednocześnie partnerem i konkurentem.

Nie rozczarował pana Ludovic Obraniak, jak grał Lewandowski?

Obraniak zagrał niezły mecz, wiele akcji przechodziło przez niego. Wiem, że Robert Lewandowski nie miał łatwo, był osamotniony, za rzadko koledzy go wspomagali. Jego 600 minut bez gola mnie nie interesuje. Pracował dla drużyny, już na samym początku akcji przeciwników blokował podania Stevena Gerrarda.

Gerrard powiedział, że w Polsce nikt z nami nie wygra.

Kurtuazja. Dobre zagranie wizerunkowe.

Nie może pan chyba być do końca zadowolony z gry Pawła Wszołka?

Niecodziennie ma on możliwość gry z zawodnikami, których znał chyba tylko z telewizji. Nie miał kompleksów, grał na tyle, na ile potrafi. Spełnił nasze oczekiwania, wiedzieliśmy, że będzie też pracował w obronie.

PZPN nie ułatwiał panu pracy. Dwa mecze bez transmisji, kłopoty z dachem, zaplanowany mecz w Bydgoszczy...

W klubach spotykamy się z różnego rodzaju sytuacjami. Bywało jeszcze trudniej. Wiem, że wtedy trzeba się po prostu skupić na pracy, bo przyjdzie taki dzień, kiedy zaczną nas rozliczać z gry. Nie może nam uciec nawet jeden dzień. Gdybyśmy przegrali z Anglią, dostalibyśmy po głowach. Nikt by nie słuchał tłumaczenia o dachu. Czuliśmy jednak wsparcie kibiców, byliśmy pod wrażeniem, jak dużo ich przyszło i jak dopingowali. Zbudowali nas.

Pan w ogóle się nie denerwuje?

Wydaje się wam tylko. W środku się gotuję, ale przecież trzeba analizować grę w trakcie meczu. Mam wrażenie, że gdybym zachowywał się inaczej, coś mogłoby mi uciec.

We Wrocławiu zabrał pan drużynę na Panoramę Racławicką, w Warszawie dał więcej wolnego i piłkarze sami decydowali, co robić w wolnym czasie. To dobrze, że dzielą się na grupki?

Wiem, że Hiszpanie wszędzie chodzili razem, ale nie wszystko da się przełożyć na nasz grunt. Inna drużyna, inni piłkarze. We Wrocławiu wydawało mi się, że trzeba skorzystać z okazji i zobaczyć Panoramę, bo to mała powtórka z historii. Zgrupowanie w Warszawie nie było otwarte, tylko w dwóch luźniejszych dniach piłkarze mogli wyjść z hotelu po południu. Grają na co dzień w klubach, nie mają czasu dla rodzin. Rozumiałem ich.

Ma pan świętą drużynę, żadnych problemów?

A drużyna ma być święta?

Nie.

No właśnie. Nikt nie jest święty, ale każdy dąży do świętości. Podobno im bardziej wyboista droga, tym łatwiej nim zostać.

Zmienił się pan po tym, jak został selekcjonerem.

Żona mówi, że nie, a to najbardziej miarodajna opinia. Oczywiście jestem teraz popularny. Gdy pracowałem w Ruchu, znało mnie tylko środowisko piłkarskie. Teraz, czy jestem w Warszawie, Krakowie czy w Katowicach, ludzie mnie rozpoznają. Ale to są bardzo miłe spotkania i sympatyczne gesty. Chciałbym, żeby tak zostało.

Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum