Tegoroczne półfinały Ligi Mistrzów powinny zostać oprawione w ramy i wstawione do muzeum. Wydawało się, że po tym jak Liverpool odrobił trzybramkową stratę z Barcelony, już nic większego w Amsterdamie nie ma prawa się wydarzyć. Tymczasem Tottenham postanowił, że to o nich będzie mówić cała Europa. Piłkarze z północnego Londynu w 35 minut strzelili trzy gole i to oni pojadą do Madrytu na wielki finał.
Wydawało się też, że nikt nie zostanie mniej oczywistym bohaterem półfinałów niż Divock Origi – belgijski napastnik Liverpoolu, którego dwa gole pomogły wyeliminować Barcelonę, a który w tym sezonie jest u Juergena Kloppa napastnikiem numer cztery lub nawet pięć w rankingu. Tymczasem gdyby kilka tygodni temu ktoś powiedział, że awans Tottenhamu załatwi Lucas Moura, który strzeli w Amsterdamie hat tricka, a decydującego gola zdobędzie w szóstej minucie doliczonego czasu gry, większość pewnie popukałaby się z politowaniem w czoło.