Kiedy jest już miło i piłkarze Legii zaczynają myśleć, czy do twarzy im w kolorze złotym, ktoś w szatni rzuca: – A pamiętacie powrót z Gdańska?
W zeszłym sezonie Legia też wygrywała, a rywale grali słabo. W końcówce rozgrywek przyszła jednak zadyszka i drużyna prowadzona wtedy przez Macieja Skorżę przegrała 0:1 z Lechią w Gdańsku. Przegrane marzenia o mistrzostwie bolą do dziś.
Wczoraj Legia zrobiła jednak wszystko, by o demonach przeszłości zapomnieć. Miała ułatwione zadanie, bo Bogusławowi Kaczmarkowi kontuzje i choroby zabrały ośmiu zawodników, a masażyści cudem postawili na nogi Abdou Razacka Traore, który zrobił coś sobie na rozgrzewce.
Ten mecz zapowiadano jako starcie dwóch ligowych gwiazd wagi ciężkiej – właśnie Traore z Danijelem Ljuboją, który gra, jakby na starość chciał poprowadzić mniej utalentowanych kolegów do zwycięstwa w lidze. Serb w 13. minucie nie wykorzystał rzutu karnego, jednak Legia prowadziła do przerwy po golu Miroslava Radovicia. Traore w tym meczu nie mógł liczyć na duże wsparcie kolegów, więc w drugiej połowie wziął sprawy w swoje ręce. Zdobył wyrównującą bramkę przy asyście trzech obrońców. Ljuboja odpowiedział 3 minuty później. To był jego dziewiąty gol w lidze, jest najskuteczniejszy. Kibice w Gdańsku żegnali obie drużyny brawami, bo było co oglądać.
Druga z warszawskich drużyn bez większych problemów i emocji poradziła sobie z Koroną Kielce – wygrała 2:0 po dwóch golach Łukasza Teodorczyka, który ponoć obserwowany jest przez Waldemara Fornalika. Polonia mogła wygrać wyżej, ale Władimir Dwaliszwili nie wykorzystał karnego.