Tomasz Hajto przed meczem w Warszawie mówił, że Legia jest jak Barcelona, a Jagiellonia jak Celtic. I skoro Celtic potrafił pokonać zdecydowanego faworyta w Lidze Mistrzów, to i jego drużyna nie jest bez szans w ekstraklasie.
Jagiellonia do tej pory z dziesięciu meczów z Legią na wyjeździe tylko trzy zremisowała, siedem razy wracała do domu z porażką.
Legia miała być rozpędzona, ale świadczyła o tym tylko pierwsza akcja Danijela Ljuboi, kiedy bramkarz Jagiellonii Jakub Słowik udowodnił, że jest w formie. Później do głosu doszli jego koledzy, a Legia była zaskoczona. Sędzia Paweł Pskit wydawał się zupełnie nie panować nad nerwami piłkarzy obu drużyn.
W 36. minucie Tomasz Frankowski pięknie podał do Dawida Plizgi i goście prowadzili. Zawodnicy Jana Urbana po raz szósty w tym sezonie pierwsi stracili gola. Do tej pory działało to na nich mobilizująco, trzy z tych spotkań wygrali, dwa zremisowali. W sobotę byli ospali. – Nie zawsze, kiedy igra się z ogniem, można go ugasić – mówił po spotkaniu Urban.