We Włoszech walczą z mitami. Rozgrywki podstarzałych gwiazd, dla których wynik 0:0 jest szczytem marzeń, to już przeszłość. W Serie A pada najwięcej goli w Europie, mecze są atrakcyjne, a nowi idole rodzą się na kamieniach.
Włochom trudno było się pogodzić, że nadszedł już czas pożegnania z Alessandro Del Piero, Clarencem Seedorfem, Alessandro Nestą czy Filippo Inzaghim. Kryzys finansowy spowodował, że nie udało się też zatrzymać gwiazd – kiedy odchodzili Zlatan Ibrahimović, Ezequiel Lavezzi, Thiago Silva czy Diego Forlan, który w Interze zupełnie się nie sprawdził, wydawało się, że za chwilę ostatni zgasi światło.
Kraj, który od dawna kreował nowe trendy w piłkarskiej taktyce, jakby godził się z usunięciem w cień. Nikt nie wiedział, jak będzie bez trenerskich sław – Fabio Capello, Marcelo Lippiego, Jose Mourinho. I bez wielkich pieniędzy, których nigdy wcześniej nie brakowało.
Długi cień Mourinho
Pogodzeni z kryzysem właściciele klubów zmuszeni byli postawić na młodych zawodników i trenerów nowego pokolenia. Juventus Turyn po poprzednim sezonie, w którym nie przegrał meczu, znowu miał być poza zasięgiem, a okazało się, że świeże myśli na ławce rezerwowych są w stanie zrobić z ligi włoskiej bardzo atrakcyjne rozgrywki. Do walki o mistrzostwo włączyło się kilka równorzędnych drużyn.