Wywołał skandal, ale co to dla niego za nowina. Mowa o człowieku, który oświadczył się swojej narzeczonej dziennikarce na wizji, tuż po klęsce w Euro 2008, gdy Francuzi mieli ochotę go rozszarpać. O trenerze, który kadrę wybierał wspomagając się horoskopami i kłócił się ze wszystkimi. O aktorze amatorze, który irytował swoimi prowokacjami.
Gdy grał w piłkę, miał przezwisko Rzeźnik. Jako trener reprezentacji stał się jednym z najbardziej znienawidzonych Francuzów. Nawet wicemistrzostwo świata z 2006 uznano raczej za porażkę trenera niż jego sukces. A on na złość wszystkim trwał w kadrze, przez sześć lat. Aż do strajku piłkarzy i blamażu reprezentacji podczas mundialu 2010 w RPA. Wtedy nie miał wyjścia. Nastroje były takie, że gdy wylądował z powrotem we Francji, witający go na lotnisku trzyletni syn zapytał, czy tatuś pójdzie teraz do więzienia.
Banda imbecyli
Teraz, po dwóch latach, Domenech wraca wyrównać rachunki. Krzywda mu się nie dzieje, na odchodne wywalczył od francuskiej federacji blisko milion euro, jest konsultantem w biznesie, występował w reality show. Ale piłkarzom do dziś nie wybaczył, że wtedy w południowoafrykańskiej Knysnie zachowali się jak uczniowie wkładający nauczycielowi śmietnik na głowę, i to na oczach telewidzów. Biorąc stronę Nicolasa Anelki, wyrzuconego z kadry za obrażenie trenera, zorganizowali strajk.
„Nigdy nic na ten temat nie powiedział. Ale nie zapomniał. Wszystko było spisane" – reklamuje wydawca książkę Domenecha. A mściciel Raymond na ponad 350 stronach rozdaje ciosy. „Tout seul", czyli „Zupełnie sam", jest od kilku dni w pierwszej piątce najlepiej sprzedających się książek we Francji. Główna jej część to codzienne zapiski z czasów pracy z kadrą. Dziennik pisany brzytwą, mało kto tu ocalił gardło. Piłkarze to stado imbecyli i egoistów, Nicolas Anelka jest jak zły duch, Thierry Henry – narcyz, który przeoczył, że więdnie, Francka Ribery'ego Domenech najchętniej by powiesił.
Lawina ruszyła w przerwie meczu z Meksykiem, drugiego na mundialu. Domenech wytknął Anelce błędy taktyczne. Usłyszał: „Sk...ysynu, to zrób sobie własną gównianą drużynę". Jak mówi Domenech, nie zszokowały go przekleństwa, bo Anelka „k...wy" używał jak przecinka, tylko to, że odezwał się do niego na „ty". „Tak załamała się hierarchia" – wspomina trener.