Ligowa jesień kończy się z przytupem. Aktualny mistrz Polski, który od czasu gdy wygrał poprzednie rozgrywki, znalazł się na kilku poważnych zakrętach zagra z Legią, która o mistrzostwie marzy od siedmiu lat i chyba wreszcie znalazła wykonawców, którzy są w stanie spełnić jej marzenia.
W Śląsku trwa zawierucha. Po wyrzuceniu z drużyny Patrika Mraza, który przychodził na treningi pijany, a przede wszystkim – po odsunięciu od zespołu Łukasza Gikiewicza, który doniósł na kolegę trenerowi, szatnia wreszcie mówi jednym głosem. Wcześniej wrogowie byli poza zespołem, teraz okazało się, że większym grzechem jest złamanie męskiej tajemnicy, niż kompletny brak profesjonalizmu. Za Gikiewiczem wstawił się tylko jego brat, obaj są już na wylocie, ale jak mówi środowisko – znaleźć im nowy klub w Polsce będzie bardzo trudno.
Śląsk zaraz po wewnętrznym wstrząsie pojechał na mecz z drugim w tabeli Lechem do Poznania. Wygrał 3:0, a ambicja i zaangażowanie drużyny z Wrocławia, musiała zaimponować. Zawodnicy Stanislava Levy'ego przypomnieli sobie, jak w poprzednim sezonie wywalczyli tytuł najlepszej drużyny. Znowu uwierzyli w siebie i nie zważając na złą sytuację finansową klubu i brak ciekawych perspektyw chcą tę rundę zakończyć pokonując Legię.
Podtekstów jest więcej. Wiosną Legia wygrała we Wrocławiu 4:0, upokarzając Sebastiana Milę i kolegów przed własną publicznością. Kiedy Śląsk w maju wywalczył tytuł tak hucznie bawił się na Rynku, że kilku piłkarze – w tym kapitan Mila – dostało kary zawieszenia za śpiewanie wulgarnych piosenek o Legii. Wreszcie, w sierpniu, w meczu o Superpuchar w Warszawie, Śląsk wygrał z Legią po rzutach karnych, czym utrudnił Janowi Urbanowi powrót na trenerskie stanowisko w Legii. Mila, któremu w czerwcu kończy się kontrakt we Wrocławiu, zawsze kibicował drużynie z Łazienkowskiej, ale po tamtym popołudniu stwierdził, że gra w Warszawie jest już wykluczona, bo po okrzykach kibiców zrozumiał, że śpiewy na Rynku zablokowały mu ewentualny transfer.
Legia nad Śląskiem ma dziesięć punktów przewagi, nad drugim w tabeli Lechem – siedem. Jeśli wygra, wiosną znajdzie się na pole position i przy utrzymaniu obecnego składu, trudno będzie ją wyprzedzić.