Z takimi liczbami się nie dyskutuje. Leo Messi zdobył w tym roku 86 bramek, miał 29 asyst, a pewnie na tym się nie skończy, bo zostały mu do końca grudnia jeszcze trzy mecze. Choć akurat wielu Argentyńczyków nie miałoby nic przeciw, by następnych goli już w 2012 nie było, bo tak będzie bardziej symbolicznie. „Messico 86” – napisał dziennik „Ole” po poprawieniu przez Messiego o jedną bramkę rekordu Gerda Muellera z 1972 roku, splatając to, co zrobił Leo, z Meksykiem ‘86, gdy Diego Maradona mijając slalomem Anglików prowadził Argentynę do ostatniego mistrzostwa świata.
Wprawdzie nawet w Niemczech mało kto do niedawna wiedział, że Mueller taki rekord ustanowił, a liczenie goli sezonami, a nie latami, wydaje się jednak bardziej sensowne, ale skoro rekord jest, dlaczego Leo miałby go nie pobić. Już w maju prześcignął Muellera w liczbie bramek strzelonych w sezonie (73, Niemiec zdobył 67 w 1972–73).
„Pociski Messiego lepsze od torped Muellera” – napisał kataloński „Sport”. Ale to wiedzieliśmy długo przed pobiciem rekordu. To, że Messi jest najlepszym piłkarzem świata, też. Że lepszym od Pelego i Maradony, wątpi coraz mniej osób. Pytanie tylko, czy to dość, by dać mu Złotą Piłkę akurat w tym roku? FIFA ogłosi wyniki wyborów 7 stycznia. Wtedy poznamy kolejność na podium, bo kto na nim będzie, FIFA zdradziła: Messi, Andres Iniesta i Cristiano Ronaldo.
Dla Argentyńczyka to byłaby już czwarta Złota Piłka z rzędu, czyli rekord dużo cenniejszy od tych 86 goli. Dotychczas trzy razy z rzędu wygrywali plebiscyt tylko on i Michel Platini. I jeśli ma to być tylko głosowanie w sprawie: kto najlepiej na świecie kopie piłkę, to Messi będzie wygrywał nieprzerwanie jeszcze dobrych kilka lat.