Dlaczego mecz to problem

Kluby wciąż nie potrafią zarabiać na kibicach. Wiele z nich dopłaca do organizacji ligowych spotkań

Publikacja: 19.12.2012 23:46

Polonia Warszawa w roku 2010 do meczów na własnym stadionie musiała dołożyć milion złotych

Polonia Warszawa w roku 2010 do meczów na własnym stadionie musiała dołożyć milion złotych

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

We wtorek miała zostać zatwierdzona reforma ligi. W ostatniej chwili głosowanie nad wydłużeniem sezonu o siedem kolejek wycofano jednak z planu obrad rady nadzorczej Ekstraklasy SA, bo okazało się, że zdecydowana większość klubów nie potrafi zarabiać na organizacji meczów i nie chce żadnych zmian. Prosty rachunek: więcej meczów to więcej sprzedanych biletów, czyli większy dochód, w Polsce się nie sprawdza. Niektórzy regularnie dopłacają do spotkań organizowanych na własnym stadionie.

Przeciwko zmianom były wszystkie kluby z Górnego Śląska. W Zabrzu powstaje nowy stadion i na mecze przychodzi tylko po kilka tysięcy widzów. Plany są piękne, bo nowy obiekt z trybunami na ponad 30 tysięcy ma wypełniać się w 60–70 procentach, a jeżeli kibice w punktach gastronomicznych i stanowiskach z pamiątkami zostawią przynajmniej tyle, ile wydali na bilet, mecze Górnika będą rentowne.

Tylko że plany najczęściej niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Piast Gliwice ma już nowy obiekt, ale nie potrafi go wypełnić kibicami, stadion Ruchu Chorzów jest jednym z najstarszych w lidze, drużyna gra słabo i dochody z meczu najwyżej równoważą wydatki.

Głośno o tym, że planowane zmiany są nie do zaakceptowania, mówił właściciel Polonii Warszawa Ireneusz Król. Wyliczył, że koszt organizacji jednego spotkania na stadionie przy Konwiktorskiej wynosi około 100 tysięcy złotych, podwyższonego ryzyka – nawet 150 tysięcy. Klub musi wynajmować stadion od miasta, płacić ochronie, a dochody z biletów są mizerne. Zwłaszcza, gdyby w podzielonej na pół lidze Polonia znalazła się w grupie spadkowej.

Według raportu firmy Deloitte przychody ze wszystkich dni meczowych przy Konwiktorskiej w 2010 roku wyniosły zaledwie 600 tysięcy złotych. Łatwo policzyć, że przy 15 ligowych spotkaniach na własnym boisku Polonia musiała dołożyć do interesu blisko milion złotych. Klub nie udostępnił już danych za rok 2011, ale raczej nie ma się czym chwalić. W poprzednim roku Ruch Chorzów zarobił na biletach 1,7 miliona złotych, Korona Kielce 1,5 miliona, a GKS Bełchatów tylko 300 tysięcy, co stanowiło 2 procent dochodu całego klubu. Wszystkie wskaźniki są gorsze o kilkadziesiąt procent w porównaniu z rokiem 2010.

Statystycznie przychody z dnia meczowego w ekstraklasie jednak regularnie rosną. Jeszcze w 2009 roku było to zaledwie 30 milionów złotych dla wszystkich klubów, teraz zarobek dochodzi do 70 milionów.

W skali europejskiej są to jednak grosze – kluby Premiership zarabiają 35 razy więcej, Bundesligi 25 razy więcej, a we francuskiej Ligue 1, której wskaźniki są najgorsze z tak zwanej Wielkiej Piątki rozgrywek ligowych, dzień meczowy daje osiem razy więcej pieniędzy niż w Polsce.

Większość klubów z zazdrością patrzy na liderów – Legię i Lecha. W Warszawie w 2011 roku przychody z biletów i punktów gastronomicznych przyniosły zysk prawie 20 milionów złotych, o 10 więcej niż rok wcześniej. W Poznaniu kwota spadła z 23 do 12 milionów złotych, dlatego że Lecha zabrakło w europejskich pucharach.

Legia i Lech chciały wydłużenia sezonu ligowego, bo wiedzą, jak zarabiać na kibicach. Nieźle wyglądała też sytuacja Wisły Kraków, która w 2011 roku na dniach meczowych zarobiła 12 milionów złotych, trzy razy więcej niż rok wcześniej, bo zakończyła się przebudowa stadionu.

Dane za rok 2012 we wszystkich klubach mogą być jednak gorsze przez protesty kibiców. W Legii od połowy rundy jesiennej strajkuje 7,5 tysiąca fanów z żylety, kibice odwrócili się plecami także do piłkarzy Wisły.

Średnia frekwencja, która w poprzednim roku dla całej ligi wynosiła 8800, może się obniżyć, mimo że Lechia Gdańsk i Śląsk Wrocław grają już na nowych stadionach, które oddano na mistrzostwa Europy. We Wrocławiu dokłada się jednak do każdej imprezy, nawet komercyjne widowisko Brazylia – Japonia kosztowało organizatorów 800 tysięcy złotych, bo trybuny się nie zapełniły.

Kluby narzekają na bardzo wysokie koszty organizacji meczów. Wszystkie jesienne spotkania na stadionie przy Łazienkowskiej zostały zakwalifikowane jako „podwyższonego ryzyka". Organizacja takiego meczu to około 200 tysięcy złotych, więc na rundę Legia musiała mieć na koncie tylko na ten cel blisko 4 miliony złotych.

Stołeczny klub wychodzi na swoje, sprzedając w jednej rundzie 70 tysięcy biletów. W poprzednim sezonie przy Łazienkowskiej była najwyższa frekwencja w lidze, dochodziła do 20 tysięcy fanów na mecz, dlatego mimo wszystko Legia zarabiała godne pieniądze.

Dzień meczowy przyniesie satysfakcjonujące dochody, gdy kluby wpadną na pomysł, jak przyciągnąć widzów na stadion, a później zrozumieją, że bilet może być jedynie dodatkiem do popcornu i napojów – tak samo jak w kinie. Nawet nowe stadiony mają słabo rozwinięte punkty gastronomiczne, Śląsk swoje pamiątki sprzedaje pod namiotami, na koszulkach i gadżetach z klubowym logo zarabia się właściwie tylko na Legii i Lechu, gdzie dobrze funkcjonują oficjalne sklepy.

Frekwencja spada, bo kluby nie mają pieniędzy na gwiazdy, które przyciągnęłyby kibiców wcześniej niezainteresowanych piłką nożną. Wiele przepisów o organizacji imprez masowych, np. konieczność wyrabiania identyfikatorów, odstrasza tych, którzy chcieliby przyjść na mecz ekstraklasy tylko kilka razy w roku.

Brak reformy rozgrywek, nawet jeśli proponowana formuła była dość dziwna i skomplikowana, to wizerunkowy strzał w stopę wszystkich klubów. Nie chcą one zaryzykować, bo na razie nie mają pomysłu, jak wyjść z kryzysu.

Zrozumieją, że muszą grać częściej dopiero, gdy przy podpisywaniu nowych umów sponsorskich i telewizyjnych, dowiedzą się, że nikt już nie chce płacić tak wielkich pieniędzy przy tak krótkim sezonie. A bez pieniędzy z telewizji kluby sobie nie poradzą.

We wtorek miała zostać zatwierdzona reforma ligi. W ostatniej chwili głosowanie nad wydłużeniem sezonu o siedem kolejek wycofano jednak z planu obrad rady nadzorczej Ekstraklasy SA, bo okazało się, że zdecydowana większość klubów nie potrafi zarabiać na organizacji meczów i nie chce żadnych zmian. Prosty rachunek: więcej meczów to więcej sprzedanych biletów, czyli większy dochód, w Polsce się nie sprawdza. Niektórzy regularnie dopłacają do spotkań organizowanych na własnym stadionie.

Pozostało 91% artykułu
Piłka nożna
Koreanki z Północy znów mistrzyniami świata. Wódz patrzy z dumą na boisko
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Omar Marmoush. Egipcjanin, który rzucił wyzwanie Harry'emu Kane'owi
Piłka nożna
Derby dla Barcelony. Trzy gole w pół godziny, a później emocje opadły
Piłka nożna
Kto chce grać z Rosjanami w piłkę?
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Piłka nożna
Jerzy Piekarzewski. Tu zawsze brakuje 99 groszy do złotówki