We wtorek miała zostać zatwierdzona reforma ligi. W ostatniej chwili głosowanie nad wydłużeniem sezonu o siedem kolejek wycofano jednak z planu obrad rady nadzorczej Ekstraklasy SA, bo okazało się, że zdecydowana większość klubów nie potrafi zarabiać na organizacji meczów i nie chce żadnych zmian. Prosty rachunek: więcej meczów to więcej sprzedanych biletów, czyli większy dochód, w Polsce się nie sprawdza. Niektórzy regularnie dopłacają do spotkań organizowanych na własnym stadionie.
Przeciwko zmianom były wszystkie kluby z Górnego Śląska. W Zabrzu powstaje nowy stadion i na mecze przychodzi tylko po kilka tysięcy widzów. Plany są piękne, bo nowy obiekt z trybunami na ponad 30 tysięcy ma wypełniać się w 60–70 procentach, a jeżeli kibice w punktach gastronomicznych i stanowiskach z pamiątkami zostawią przynajmniej tyle, ile wydali na bilet, mecze Górnika będą rentowne.
Tylko że plany najczęściej niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Piast Gliwice ma już nowy obiekt, ale nie potrafi go wypełnić kibicami, stadion Ruchu Chorzów jest jednym z najstarszych w lidze, drużyna gra słabo i dochody z meczu najwyżej równoważą wydatki.
Głośno o tym, że planowane zmiany są nie do zaakceptowania, mówił właściciel Polonii Warszawa Ireneusz Król. Wyliczył, że koszt organizacji jednego spotkania na stadionie przy Konwiktorskiej wynosi około 100 tysięcy złotych, podwyższonego ryzyka – nawet 150 tysięcy. Klub musi wynajmować stadion od miasta, płacić ochronie, a dochody z biletów są mizerne. Zwłaszcza, gdyby w podzielonej na pół lidze Polonia znalazła się w grupie spadkowej.
Według raportu firmy Deloitte przychody ze wszystkich dni meczowych przy Konwiktorskiej w 2010 roku wyniosły zaledwie 600 tysięcy złotych. Łatwo policzyć, że przy 15 ligowych spotkaniach na własnym boisku Polonia musiała dołożyć do interesu blisko milion złotych. Klub nie udostępnił już danych za rok 2011, ale raczej nie ma się czym chwalić. W poprzednim roku Ruch Chorzów zarobił na biletach 1,7 miliona złotych, Korona Kielce 1,5 miliona, a GKS Bełchatów tylko 300 tysięcy, co stanowiło 2 procent dochodu całego klubu. Wszystkie wskaźniki są gorsze o kilkadziesiąt procent w porównaniu z rokiem 2010.