Nikt nie odmawia im talentu ani umiejętności, często wychowywali się w najlepszych szkółkach piłkarskich na świecie: od Hiszpanii, przez Włochy i Holandię po Niemcy. Chcą nad Wisłą nadać rozpędu swoim karierom, ale przeskoczyć do seniorskiej piłki nie jest łatwo, nawet jeśli się trenowało w AC Milan.
Michała Miśkiewicza Włosi wyciągnęli z rozsypującego się Kmity Zabierzów, gdy miał 19 lat. Polscy bramkarze mieli wtedy znakomitą markę na świecie: Artur Boruc, Łukasz Fabiański, Tomasz Kuszczak byli znani w całej Europie. Miśkiewicz miał być następny, ale furory w Serie A na razie nie zrobił, choć może od tego czasu może sobie wpisywać w życiorysie "AC Milan".
Poznał wielki futbol, napatrzył się na wielki świat i to właściwie byłoby na tyle. Nie pograł też w Chievo Werona, gdzie został wypożyczony. Teraz jest w Wiśle Kraków, gdzie ma być następcą 36-letniego Siergieja Pareiki. Talent ma, umiejętności też, ale trzeba przyznać, że debiutował w ciężkim momencie. Wisła przechodzi kryzys, a on stanął w bramce przeciw Zagłębiu Lubin i wpuścił cztery gole, choć żeby oddać sprawiedliwość - mógł dwa razy tyle. Wiosna może jednak należeć do niego.
Inni mają jeszcze ciężej. Alan Stulin trenował z 1.FC Kaiserslautern, grał w rezerwach tej drużyny, miał nawet szansę zaczepić się w kadrze pierwszego zespołu. Wszystko szło dobrze, ale nagle w Niemczech zabrakło dla niego miejsca. Zdecydował się na Polskę, w końcu chociaż od dawna mieszka w Niemczech, to grał w polskich reprezentacjach juniorskich. W GKS Bełchatów mu jednak nie wyszło. Może dlatego, że tutaj jest jeszcze głębszy kryzys niż w Wiśle. Grał słabo, a trener Michał Probierz odesłał go do Młodej Ekstraklasy. Teraz nie wiadomo, gdzie zagra wiosną.
- Nie rozumiem tego, co się z Alanem stało. W reprezentacji zarażał chłopaków entuzjazmem, był wzorem piłkarza. Na pewno jest świetnie wyszkolony i ma dobrze poukładane w głowie – mówi Maciej Chorążyk, który wyszukuje polskie talenty za granicą dla PZPN.