We Francji trenerzy mówili, że jest kimś między Franco Baresim a Rio Ferdinandem. Wysoki na 191 centymetrów, ale ze świetną koordynacją i inteligencją w grze. Dobrze się ustawia, myśli jak szachista – przewiduje kilka ruchów rywali. Do Realu trafił z Lens latem 2011 roku z rekomendacji Zinedine'a Zidane'a. Klub z Madrytu obserwował go raptem dwa miesiące, Zidane przeprowadził wywiad wśród trenerów drużyn młodzieżowych i wsadził go w samolot do Hiszpanii. Wiedział, że liczą się godziny, bo Alex Feruson też ma doskonałą sieć skautów.
Raphael Varane nie pytał Jose Mourinho o pieniądze, chciał się dowiedzieć, jak dużo będzie dostawał szans na grę. Usłyszał: „Mało, ale możesz się czegoś nauczyć". Francuz podpisał kontrakt na sześć lat. Wczoraj zdał maturę. W meczu z Barceloną Mourinho nie mógł skorzystać z pięciu podstawowych zawodników, posypała mu się cała obrona. Varane na środku zastąpił kontuzjowanego Pepe i dwa razy uratował drużynę – raz wybił piłkę z pustej bramki po strzale Xaviego, a w drugiej połowie zatrzymał pędzącego na bramkę Cesca Fabregasa.
Młody Francuz zrobił jednak jeszcze więcej i został bohaterem Madrytu. Chociaż po dość chaotycznej pierwszej połowie mecz był bardzo wyrównany, a Barcelona pozbawiona możliwości wymiany setek podań wyglądała na zagubioną, w drugiej części meczu rządziła na boisku. W 50. minucie bramkę dla gości strzelił Fabregas, wykorzystując drzemkę Jose Marii Callejona, który nie zdążył wrócić spod swojej bramki i zatrzymać piłkarza Barcelony na spalonym. Później doskonałych okazji nie wykorzystał Pedro, a Fabregas uderzył tuż nad poprzeczką.
W 81. minucie po akcji Messuta Oezila wyrównał Varane. Wyprzedził Gerarda Pique, uderzył tak, że Pinto nie był w stanie zareagować. „Marca" napisała, że to był ten mecz, po którym Mourinho będzie musiał traktować Francuza jako jednego z głównych kandydatów na środek obrony. Do tej pory grywał w mniej ważnych meczach, wczoraj imponował takim spokojem, jakby były to jego 20. Gran Derbi. Rewanż 27 lutego w Barcelonie.
Polacy puszczają po dwie
W angielskiej Premiership grało dwóch polskich bramkarzy, którzy w poniedziałek przylecą do Dublina na mecz naszej reprezentacji z Irlandią. Arsenal z Wojciechem Szczęsnym zremisował z Liverpoolem 2:2, Polak kilka razy świetnie interweniował, kilka razy dopisało mu szczęście, ale przy tak chaotycznie grającej obronie i tak może być zadowolony, że gościom udało się strzelić tylko dwa gole. Sam też nie ustrzegł się błędów, chwilami błąkał się po polu karnym bez szans na udaną interwencję.