Od kiedy podczas Euro irlandzcy kibice dali w Poznaniu i Gdańsku kilka koncertów muzyki biesiadnej, stali się ważniejsi od piłkarzy, dla których przyjechali do Polski. Zresztą, to nic nowego. Od dawna wiadomo, że Irlandczycy to honorowi Polacy. Łączy nas ta sama religia i podobne koleje losów. Oni mieli swoich okupantów, a my swoich. Oni wyjeżdżali za chlebem do Ameryki i tam, nie raz, spotykali takich samych, ubogich emigrantów znad Wisły. Oni kochają muzykę i my też.
W futbolu też nas sporo łączy. Przede wszystkim niewiele sukcesów i lata rozczarowań. Irlandczycy mieliby więcej powodów do utyskiwań, gdyby nie ich pogodny charakter. Lepiej się bawić, tańczyć, śpiewać, przebierać na zielono i pić piwo, niż narzekać.
Irlandzki związek piłkarski powstał w Belfaście w 1890 roku i był wtedy czwartym na świecie – po angielskim, szkockim i walijskim. Ale to jedynie historyczna zasługa. Północ, bliższa Szkocji, rozwijała się szybciej. Belfast był przez dziesięciolecia najważniejszym futbolowym miastem na wyspie. Pierwszy międzypaństwowy mecz w Dublinie, z Anglią, rozegrany został dopiero w 1900 roku. W reprezentacji Irlandii znalazł się jednak zaledwie jeden gracz z Dublina. Reszta pochodziła z Belfastu i okolic.
Miłości między tymi dwoma miastami nie było. Widać to nadal w Glasgow, przy okazji meczów katolickiego Celtiku z protestanckimi Rangersami. Celtic założyli Irlandczycy, szukający pracy w Szkocji. Nadali mu zielono-białe irlandzkie barwy.
W 1921 roku dążąca do autonomii Irlandii partia Sinn Fein uzyskała większość w wyborach do parlamentu brytyjskiego. Jeszcze ponad rok trzeba było czekać na utworzenie wolnego państwa, ale już powstała Irish Free State Football Association.