Barwy zielone jak biało-czerwone

Dziś w Dublinie wyjątkowy mecz. Z Irlandczykami od zawsze więcej nas łączy niż dzieli.

Publikacja: 06.02.2013 00:17

Shay Given grał dla Irlandii i dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy

Shay Given grał dla Irlandii i dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy

Foto: AFP

Od kiedy podczas Euro irlandzcy kibice dali w Poznaniu i Gdańsku kilka koncertów muzyki biesiadnej, stali się ważniejsi od piłkarzy, dla których przyjechali do Polski. Zresztą, to nic nowego. Od dawna wiadomo, że Irlandczycy to honorowi Polacy. Łączy nas ta sama religia i podobne koleje losów. Oni mieli swoich okupantów, a my swoich. Oni wyjeżdżali za chlebem do Ameryki i tam, nie raz, spotykali takich samych, ubogich emigrantów znad Wisły. Oni kochają muzykę i my też.

W futbolu też nas sporo łączy. Przede wszystkim niewiele sukcesów i lata rozczarowań. Irlandczycy mieliby więcej powodów do utyskiwań, gdyby nie ich pogodny charakter. Lepiej się bawić, tańczyć, śpiewać, przebierać na zielono i pić piwo, niż narzekać.

Irlandzki związek piłkarski powstał w Belfaście w 1890 roku i był wtedy czwartym na świecie – po angielskim, szkockim i walijskim. Ale to jedynie historyczna zasługa. Północ, bliższa Szkocji, rozwijała się szybciej. Belfast był przez dziesięciolecia najważniejszym futbolowym miastem na wyspie. Pierwszy międzypaństwowy mecz w Dublinie, z Anglią, rozegrany został dopiero w 1900 roku. W reprezentacji Irlandii znalazł się jednak zaledwie jeden gracz z Dublina. Reszta pochodziła z Belfastu i okolic.

Miłości między tymi dwoma miastami nie było. Widać to nadal w Glasgow, przy okazji meczów katolickiego Celtiku z protestanckimi Rangersami. Celtic założyli Irlandczycy, szukający pracy w Szkocji. Nadali mu zielono-białe irlandzkie barwy.

W 1921 roku dążąca do autonomii Irlandii partia Sinn Fein uzyskała większość w wyborach do parlamentu brytyjskiego. Jeszcze ponad rok trzeba było czekać na utworzenie wolnego państwa, ale już powstała Irish Free State Football Association.

Trzy lata później, podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu, reprezentacja Republiki Irlandzkiej rozegrała swój pierwszy mecz. W 1938 roku w pierwszym meczu z Polską, na stadionie Wojska Polskiego, Irlandia przegrała 0:6.

Najlepszym irlandzkim piłkarzem w historii był George Best, ale on urodził się w Belfaście. Tam gdzie Danny Blanchflower, kapitan Tottenhamu, pierwszej angielskiej drużyny, która zdobyła europejski puchar.

O Irlandczykach z południa było cicho. Noel Cantwell, dobry gracz West Hamu i Manchesteru Utd, poza Wyspami był raczej słabo znany. Przebił go Johnny Giles, pomocnik Leeds i grający trener reprezentacji. Liam Brady zdobył miejsce w Juventusie, ale stracił je po przyjściu Zbigniewa Bońka i Michela Platiniego.

Irlandia miała coraz lepszych graczy, ale nie miała dobrej reprezentacji. Wszystko zmieniło się w połowie lat 80., kiedy federacja powierzyła funkcję trenera Jackowi Charltonowi. Angielski mistrz świata, będący zawsze w cieniu brata Bobby'ego, legendy Manchesteru, zbudował najlepszą drużynę w historii Irlandii.

Awansował z nią do finałów mistrzostw Europy 1988, w których pokonał Anglię, oraz dwukrotnie do finałów mundiali. Wszyscy wtedy kochali Irlandczyków, bo kibice poza boiskiem bawili się tak, jak przed rokiem w Polsce. A nazwiska bramkarza Pata Bonnera, obrońców Micka McCarthy'ego i Paula McGratha, pomocników Ronniego Whelana i Raya Houghtona, napastników Johna Aldridge'a i Franka Stapletona znał cały świat.

Charlton, ze swoim pogodnym charakterem, idealnie pasował do tej drużyny. Kiedy odchodził po dziewięciu latach pracy, otrzymał tytuł honorowego obywatela Irlandii. On, Anglik.

Od tamtej pory zwycięstwa Irlandii nie są już traktowane jak niespodzianki. I każdy kibic zna Roya Keana, Robbiego Keana, Damiena Duffa, Steve'a Stauntona. Bramkarz Shay Given, który w reprezentacji rozegrał już ponad 120 meczów, zagrał też w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Jego zdjęcie z monetą Narodowego Banku Polskiego zostało wylicytowane na aukcji.

Od kiedy podczas Euro irlandzcy kibice dali w Poznaniu i Gdańsku kilka koncertów muzyki biesiadnej, stali się ważniejsi od piłkarzy, dla których przyjechali do Polski. Zresztą, to nic nowego. Od dawna wiadomo, że Irlandczycy to honorowi Polacy. Łączy nas ta sama religia i podobne koleje losów. Oni mieli swoich okupantów, a my swoich. Oni wyjeżdżali za chlebem do Ameryki i tam, nie raz, spotykali takich samych, ubogich emigrantów znad Wisły. Oni kochają muzykę i my też.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Piłka nożna
"Faraon Manchesteru”. Czy Omar Marmoush uratuje City?
Piłka nożna
Bundesliga. Hit w Leverkusen na remis, Bayern krok bliżej odzyskania tytułu
Piłka nożna
W Korei Północnej reżim zakazuje transmisji meczów trzech klubów Premier League
Piłka nożna
Liga Konferencji. Solidna zaliczka Jagiellonii Białystok
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego