Wyrok odroczony

Giganci na remis: Real Madryt – Manchester United 1:1. Gol Roberta Lewandowskiego pomógł Borussii w Doniecku – 2:2 z Szachtarem to dobra zaliczka.

Publikacja: 14.02.2013 00:30

To był mecz, na który czekała cała piłkarska Europa. Pełen podtekstów, gwiazd na boisku i charyzmy na ławkach rezerwowych. Iker Casillas przyznał, że jeśli Real Madryt miałby zakończyć rozgrywki w Hiszpanii 25 punktów za Barceloną, ale ze zwycięstwem w Lidze Mistrzów – chętnie by się pod tym podpisał.

Tyle że już w 1/8 finału los dał Realowi Manchester United. Drużynę, która w lidze angielskiej ma 12 punktów przewagi nad mistrzowskim Manchesterem City i aż 16 nad Chelsea, która przecież w poprzednim sezonie wygrała Ligę Mistrzów.  Drużyna Aleksa Fergusona w tym sezonie wydaje się nie do zatrzymania: w Anglii jest już pewna swego, a triumfem w Europie chce utrzeć nosa wszystkim tym, którzy nie wierzą w siłę tradycji.

Czekali na Real

Hiszpańska prasa podgrzewała atmosferę, pisała o grubym jak beczka prochu Waynie Rooneyu, który przyjechał wysadzić Madryt w powietrze. O Cristiano Ronaldo, który w 2009 roku odszedł z Manchesteru do Realu za prawie 100 milionów euro, a jednak ciągle powtarza, że w United czuł się najlepiej. No i o Jose Mourinho – który inaczej niż zwykle nie brał presji na siebie, ale ciepło wypowiadał się i o swoim przyjacielu Fergusonie, i o wszystkich jego piłkarzach.

Dla Mourinho Liga Mistrzów to w tym sezonie wszystko, o czym marzy. Trzeci rok pracy w Realu jest raczej jego ostatnim, w szatni co kilka tygodni wybucha mu bomba, nie potrafi znaleźć wspólnego języka z najważniejszymi piłkarzami, sekrety drużyny błyskawicznie przedostają się do mediów.Być może Mourinho nawet trochę spokorniał, kiedy okazało się, że jego sposób bycia nie jest akceptowany nie tylko przez przeciwników, ale także piłkarzy, których ma w swojej drużynie.

O zatrzymaniu Barcelony w Hiszpanii w poprzednim sezonie nikt już nie pamięta, jeśli Mourinho chce odejść z Realu z podniesioną głowę, musi dać klubowi dziesiąty w historii Puchar Mistrzów. Trzy poprzednie drużyna zdobywała także w sezonach, kiedy nie potrafiła udowodnić swojej wyższości na krajowym podwórku.

Wczoraj w Madrycie Real grał z furią. Atakował od pierwszych minut, agresywnie, długo utrzymując się przy piłce, potrafił nie schodzić z połowy przeciwnika przez kilka minut. Widać było ambicję i chęć zadośćuczynienia za wszystkie krzywdy uczynione kibicom. Porażki z Malagą, Sevillą, Granadą czy Getafe poszłyby przecież w zapomnienie, gdyby w maju w Londynie udało się wygrać w wielkim finale.

Pierwszego gola strzelili jednak goście – po rzucie rożnym trafił Danny Wellbeck. Manchester był jak przyczajony tygrys, tak kurczowo trzymał się taktycznych ram narysowanych przez Fergusona, że stracił dużo polotu. Gol na wyjeździe w ostatecznym rachunku może mieć jednak wielkie znaczenie.

– David de Gea trzy czy cztery razy uratował nam skórę, ale graliśmy dobry futbol i czekam na rewanż z nadzieją. Nie utrzymywaliśmy się za długo przy piłce, ale taki był nasz plan – mówił Ferguson.

Real wyrównał już po 10 minutach, kiedy dośrodkowanie Angela di Marii na gola zamienił Cristiano Ronaldo. W tym sezonie Ligi Mistrzów trafił już siódmy raz, Hiszpanie piszą, że Real jest „Ronaldozależny" i nie ma w tym przesady. Po meczu gwiazdor Realu wyściskał się z Fergusonem, a dziennikarzom powiedział, że Manchester zawsze pozostanie w jego sercu, bo trafił tam, jako dzieciak i nigdy nie czuł się samotny.

– Jeśli spytacie mnie o nasze szansę uważam, że nic się nie zmieniło: 50 na 50. Manchester przez większość meczu siedział z tyłu i czekał na to, co zrobimy – mówił po meczu Mourinho.

Chwilowe zaćmienie

Piątego gola w tym sezonie Ligi Mistrzów strzelił Robert Lewandowski, a jego Borussia została nagrodzona za wytrwałość i przywozi z Doniecka niezłą zaliczkę przed rewanżem.

Juergen Klopp narzekał, że w ostatnich dwóch meczach jego drużyna straciła aż sześć goli. Po spotkaniu z Szachtarem zapewniał, że indywidualne błędy, po których rywale zdobywali bramki w tym sezonie nie mogą się już powtórzyć. Santana i Mats Hummels na środku obrony wyglądali jednak, jakby grali ze sobą pierwszy raz. Łukaszowi Piszczkowi można podawać środki przeciwbólowe i kazać grać mimo kontuzji, jednak widać, że problemy ze zdrowiem odbijają się na jego dyspozycji. Kilka razy nie nadążył za rywalem, w ataku był niewidoczny.

Szachtar wyszedł na prowadzenie w 31. minucie, kiedy Dario Srna strzelił gola bezpośrednio z rzutu wolnego. Jeszcze przed przerwą odpowiedział Lewandowski – miał trochę szczęścia, najpierw nie trafił w piłkę, ale później sprytnie wyczekał ruch dwóch przeciwników i spowodował, że Klopp pierwszy raz tego wieczora się uśmiechnął. Scenariusz powtórzył się w drugiej połowie – w 68. minucie Douglas Costa, który przed chwilą pojawił się na boisku, pokazał, że dla Szachtara dwa miesiące bez meczów o stawkę nie mają znaczenia. Jednak trzy minuty przed końcem Hummels odpokutował grzechy, wyrównując po rzucie rożnym.

– Dwa razy wracaliśmy do gry. Moim zdaniem dominowaliśmy przez całe spotkanie, graliśmy świetnie w ataku i w obronie. Stracone dwa gole nie świadczą o naszej słabości, ale o chwilowym zaćmieniu, braku koncentracji – mówił Klopp.

Z dobrej strony pokazał się Jakub Błaszczykowski, który aż pięć razy strzelał na bramkę Andrija Piatowa.

Rewanże za trzy tygodnie.

1/8 finału Ligi Mistrzów:

Szachtar Donieck – Borussia Dortmund 2:2 (Srna 31, Douglas 68 – Lewandowski 41, Hummels 87)

Real Madryt – Manchester United 1:1

(Ronaldo 30 – Wellbeck 20)

Piłka nożna
Kupmy sobie klub. Gwiazdy futbolu inwestują
Piłka nożna
Marcin Robak wznawia karierę. Teraz będzie grał w futsal
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Zlatan Ibrahimović krytykuje Szymona Marciniaka
Piłka nożna
Barcelona liderem w Hiszpanii. Robert Lewandowski ma już więcej goli niż w całym ubiegłym sezonie
Piłka nożna
"Faraon Manchesteru”. Czy Omar Marmoush uratuje City?