Obwołanie Legii mistrzem Polski, zanim jej piłkarze pierwszy raz w rundzie wiosennej kopnęli piłkę, zrobiło lidze wiele dobrego. Teraz na mecz z drużyną Jana Urbana wszyscy będą się dodatkowo mobilizować, medale jeszcze nie są rozdane.
W meczu z Koroną w Kielcach na ławce rezerwowych Legii siedzieli Marek Saganowski, Dominik Furman, Jorge Salinas, Władimir Dwaliszwili i Tomasz Jodłowiec, którzy znaleźliby miejsce w pierwszym składzie wszystkich pozostałych zespołów ekstraklasy. Legia z Koroną jednak przegrała, bo przeciętny Tadas Kijanskas najpierw wyłączył z gry Danijela Ljuboję, a później strzelił zwycięskiego gola na 3:2.
Trudna droga
Piłkarze Jana Urbana przegrali drugi ligowy mecz z rzędu, bo jesień kończyli porażką ze Śląskiem. Zimowe zakupy zrobiły na wszystkich wrażenie, jednak drużyna jest młoda, dla piłkarzy rola w filmie „Prosta droga po mistrzostwo" jest nowa i dopiero muszą się jej nauczyć. Może też przerosnąć ich możliwości, chociaż w Warszawie nikt sobie tego nie wyobraża.
– Chyba wszyscy zbyt wcześnie koronowali nas na nowych mistrzów Polski, a liga jest specyficzna – mówi Miroslav Radović. Inaki Astiz dodaje: – Pierwszego i trzeciego gola Korona zdobyła po rzutach wolnych, jako obrońcy czujemy odpowiedzialność za stracone bramki.
Legia w tym sezonie jeszcze nie straciła trzech goli w jednym meczu, Korona we wszystkich dotychczasowych spotkaniach zdobyła ich raptem 12. Miała zmiatać rywali z powierzchni ziemi siłą ataku, tymczasem zatrzymała się na przeciętnym rywalu, a na bohatera meczu wykreowała Kijanskasa, którym na pewno nie zainteresowałaby się nawet, gdyby miał kartę na ręku i był wolnym zawodnikiem.