Reklama
Rozwiń

Droga do śmieszności

Walka o mistrzostwo Polski to wyścig ślimaków. Porażki Lecha i Górnika, remisy Legii i Śląska

Publikacja: 04.03.2013 00:51

Legia pokonała GKS Bełchatów na własnym boisku po raz ostatni w 2008 roku. Drużyna obwołana już mistrzem Polski na podstawie zimowych wzmocnień, ciągle pierwsza w tabeli, nie potrafiła wygrać z przeciwnikiem, który w szesnastu meczach uciułał do tej pory siedem punktów. Bełchatów nie zaparkował autobusu we własnej bramce, podjął walkę. Jan Urban znowu źle rozpoczął rundę wiosenną.

– Zawodnicy po pucharowym meczu z Olimpią Grudziądz mieli badania. Jeszcze nigdy nie przystępowaliśmy do rundy wiosennej tak dobrze przygotowani. Jeśli moi piłkarze nie wytrzymują presji, to trochę się dziwię, bo to dopiero drugi mecz rundy rewanżowej – mówił po meczu trener Legii.

Nie szukał winnych, nie wierzył w to, że jego podopieczni zlekceważyli przeciwnika, podkreślił ofensywną taktykę  – w ataku Legii grało aż trzech zawodników: Danijel Ljuboja, Marek Saganowski i Władimir Dwaliszwili. Urban przyznał jednak, że po Dwaliszwilim i Tomaszu Brzyskim spodziewał się trochę więcej. – Okazało się, że gra przeciwko Legii, a gra dla Legii to jednak dwie różne rzeczy – stwierdził.

Czepianie się Dwaliszwilego nie ma jednak sensu. Jest bez formy, podobnie jak większość piłkarzy. Najbardziej razi chyba nieporadność Ljuboi, ale być może dlatego, że jesienią nauczył nas wymagać od siebie więcej niż od przeciętnego ligowego kopacza. W meczu z Bełchatowem wyróżniał się tylko Jakub Kosecki, dopóki nie zszedł z boiska, wydawał się jedynym, którego było stać na zmianę wyniku.

Legia zaczynała rundę wiosenną jako lider pierwszy raz od 1995 roku, zimowe transfery zrobiły wokół drużyny dużo zamieszania. Mówi się na nią: FC Hollywood. Ale piłkarze muszą zrozumieć, że jeśli w tym sezonie nie wygrają ligi, spadnie przede wszystkim ich wartość, bo Legia jako klub przez ostatnie lata przyzwyczaiła już swoich kibiców do nieudolności.

Ta runda miała być inna od kilku poprzednich. Legia miała uciekać, Lech i Śląsk przynajmniej próbować dotrzymać jej kroku. Dotrzymują, ale grają równie bezbarwnie.

Lech przegrał czwarty mecz ligowy z rzędu na własnym stadionie, tym razem z Polonią Warszawa, która chyba niechcący udowadnia ligowym prezesom, że regularne osłabianie kadry i nieregularne wypłaty, nie mają wpływu na grę na boisku. Lech 25 razy strzelał na bramkę Polonii, ale trzy punkty za zwycięstwo jadą do Warszawy, bo jeszcze w pierwszej połowie strzał życia wyszedł Łukaszowi Piątkowi.

Śląsk z remisu z Koroną w Kielcach musi być szczęśliwy, bo nie zasłużył nawet na jeden punkt. Drużyna Leszka Ojrzyńskiego, która w poprzedniej kolejce pokonała Legię, mogła narzekać na kalendarz, bo na samym początku musiała spotkać się z kandydatami na mistrza – z tego trudnego dwumeczu wychodzi jednak bez porażki. Wczorajsze ustawienie Korony na boisku tak zaskoczyło Śląsk, że potrafił się otrząsnąć dopiero po pół godzinie. W pierwszym składzie Ojrzyński znalazł miejsce dla sześciu obrońców, z tym że dla stopera Pavola Stano – na środku ataku.

Korona prowadziła 1:0, w drugiej połowie grała tak agresywnie, jak za najlepszych czasów, jednak osiem minut przed końcem meczu Piotr Ćwielong doprowadził do wyrównania.

Po porażce 0:4 z Lechem tydzień temu bardzo szybko otrząsnął się Ruch Chorzów. Zwycięstwo 3:0 na łatwe i przyjemne wygląda jednak tylko na papierze. Widzew Łódź miał swoje szanse, ale Mariusz Stępiński udowadniał, że obwoływanie go gwiazdą ekstraklasy jest trochę przedwczesne. Napastnik tak młody, że musi grać bez reklamy piwnego sponsora na koszulce, zmarnował trzy doskonałe okazje. A Widzew przegrał, gdy jeszcze w pierwszej połowie stracił bramkarza Milosa Dragojevicia, który interweniował ręką poza polem karnym i musiał zobaczyć czerwoną kartkę.

Do wczorajszego popołudnia wydawało się, że zimę porządnie przepracował chociaż Górnik i razem z budową nowego stadionu, Adamowi Nawałce uda się zbudować drużynę, która włączy się do walki o mistrzostwo. Gdyby Górnik wygrał z Jagiellonią, zrównałby się punktami z Legią.

Zadanie nie wydawało się trudne, bo drużyna Tomasza Hajty przegrała 0:4 z Podbeskidziem i 0:2 z Wisłą w Pucharze Polski. Wczoraj wygrała w Zabrzu 2:0. Gdyby ktoś umiał przewidzieć wyniki w ekstraklasie, byłby milionerem.

Opinia

Leszek Ojrzyński | trener Korony Kielce

Nie cieszymy się z remisu, bo przez długi czas prowadziliśmy i była duża szansa, żeby zakończyć mecz zwycięstwem. W drugiej połowie mieliśmy o wiele więcej dogodnych sytuacji niż Śląsk, ale żadnej nie potrafiliśmy zamienić na gola. Nasi rywale mieli za to jedną okazję, zdobyli bramkę i kosztowało nas to dwa punkty. Ale nie takie rzeczy działy się już w futbolu. Chcieliśmy mieć po dwóch pierwszych meczach dwa zwycięstwa, ale trzeba uszanować także to, że pozostaliśmy niepokonaną drużyną. Żałuję, że musiałem dokonać wymuszonej zmiany w meczu ze Śląskiem, bo trochę nam to utrudniło zadanie. Chcieliśmy zmienić ustawienie i zaskoczyć naszych przeciwników.

—koło

17. kolejka

Lechia Gdańsk – Pogoń Szczecin 1:1 (1:0)

Bramki: dla Lechii – P. Brożek (z karnego); dla Pogoni – Edi (90). Żółte kartki: Deleu, R. Janicki, P. Wiśniewski (Lechia); Hernani, E. Noll, P. Hricko, M. Rogalski, A. Frączczak (Pogoń). Czerwone kartki za drugą żółtą: P. Wiśniewski (73, Lechia), R. Janicki (93, Lechia). Czerwona kartka: R. Janukiewicz (13, Pogoń). Sędziował Tomasz Wajda (Żywiec). Widzów 12 060.

Lech Poznań – Polonia Warszawa 0:1 (0:1)

Bramka: Ł Piątek (6). Żółte kartki: Ł. Piątek, A. Pazio (Polonia). Sędziował Paweł Gil (Lublin). Widzów 16 879.

Ruch Chorzów – Widzew Łódź 3:0 (1:0)

Bramki: M. Jankowski (17), M. Zieńczuk (52 z karnego), M. Panka (90). Żółte kartki: M. Baszczyński, M. Malinowski, M. Konczkowski (Ruch). R. Bartoszewicz (Widzew). Czerwona kartka: M. Dragojević (41). Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów 6 000.

Piast Gliwice – KGHM Zagłębie Lubin 1:1 (0:0)

Bramki: dla Piasta – T. Docekal (57), dla Zagłębia: – A. Banaś (90). Żółte kartki: D. Zbozień (Piast); M. Papadopulos (KGHM). Sędziował Tomasz Musiał (Kraków). Widzów 4 400.

Legia Warszawa – PGE GKS Bełchatów 0:0

Żółte kartki: D. Ljuboja (Legia); R. Kosznik, M. Wilusz, Ł. Madej, S. Sawala, K. Wacławczyk (GKS). Sędziował Hubert Siejewicz (Białystok). Widzów 17 700

Korona Kielce – Śląsk Wrocław 1:1 (0:0)

Bramki: dla Korony – M. Korzym (66); dla Śląska – P. Ćwielong (82). Żółta kartka: P. Ćwielong (Śląsk). Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Widzów 8 100.

Górnik Zabrze – Jagiellonia Białystok 1:2 (0:2)

Bramki: dla Górnika – M. Przybylski 81; dla Jagiellonii – D. Quintana 9, A. Dźwigała 30). Żółte kartki: A. Danch, M. Przybylski, T. Zahorski (Górnik); J. Słowik, L. Hanzel (Jagiellonia). Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń).

MECZ PONIEDZIAŁKOWY:

Wisła Kraków – Podbeskidzie Bielsko-Biała (18.30, Canal+ Sport, Eurosport2)

Legia pokonała GKS Bełchatów na własnym boisku po raz ostatni w 2008 roku. Drużyna obwołana już mistrzem Polski na podstawie zimowych wzmocnień, ciągle pierwsza w tabeli, nie potrafiła wygrać z przeciwnikiem, który w szesnastu meczach uciułał do tej pory siedem punktów. Bełchatów nie zaparkował autobusu we własnej bramce, podjął walkę. Jan Urban znowu źle rozpoczął rundę wiosenną.

– Zawodnicy po pucharowym meczu z Olimpią Grudziądz mieli badania. Jeszcze nigdy nie przystępowaliśmy do rundy wiosennej tak dobrze przygotowani. Jeśli moi piłkarze nie wytrzymują presji, to trochę się dziwię, bo to dopiero drugi mecz rundy rewanżowej – mówił po meczu trener Legii.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku