– Pierwszy raz spotkałem takiego piłkarza. Nie da się go dogonić – mówił po meczu Polonii z Wisłą Gordan Bunoza. W pierwszej połowie obrońca z Krakowa jak dziecko dał się ograć Miłoszowi Przybeckiemu i w Warszawie zanosiło się na kolejną sensację.
W Polonii nic się nie zmieniło – jak nie płacili, tak nie płacą. Kolejni piłkarze wspominają o rozwiązywaniu kontraktów, a trener Piotr Stokowiec na trzeci wiosenny mecz wystawił inną drużynę i zarządził inną taktykę. Nie znalazło się w niej miejsce dla Pawła Wszołka, wydawało się ostatniej gwiazdy jesieni z Konwiktorskiej, która zdecydowała się zostać do wiosny. Wszołek obniżył loty, nie przypomina siebie sprzed kilku miesięcy, nie ma co liczyć na powołanie do reprezentacji. W sobotę pojawił się na boisku w drugiej połowie i nie wykorzystał doskonałej sytuacji.
Polonia prowadziła do 34 minuty, kiedy gola dla Wisły strzelił wychowanek Polonii – Cezary Wilk. Nie cieszył się, przepraszał kibiców jak Cristiano Ronaldo w Manchesterze po golu dla Realu Madryt. – Taka reakcja należała się wszystkim ludziom, których tu znam. Z tym klubem wiąże mnie za wiele emocji – mówił Wilk.
Wisła zwycięskiego gola zdobyła zaraz po przerwie. Michał Chrapek udowodnił, że jest w drużynie życie bez Łukasza Garguły, który nie mógł w sobotę wystąpić i trener Tomasz Kulawik traktował to jako duży problem. Wisła wreszcie się przełamała, w dwóch pierwszych meczach nie potrafiła strzelić gola nawet Podbeskidziu i GKS Bełchatów, a teraz pokonała na wyjeździe drużynę, której mimo wszystko boi się cała liga.
– To nie jest koniec świata. Porażki się zdarzają i biorę to na swoje konto. Kilku zawodników zagrało poniżej swoich możliwości. Taka nauczka nam się przyda – mówił Stokowiec.