To bardzo wdzięczny przeciwnik dla każdego. Ze 115 meczów, rozegranych w ciągu 22 lat, przegrał 111 razy a zwyciężył tylko raz. Z Lichtensteinem, w roku 2004. Ponieważ prawdopodobieństwo drugiego takiego sukcesu jest nieduże, za rok, w kwietniu, w San Marino odbędą się, być może, uroczyste obchody tego wydarzenia.
Nie ma tam futbolu zawodowego, więc najlepsi trafiają do klubów włoskich niższych klas a słabsi łączą przyjemność gry w piłkę z pracą zawodową w innych dziedzinach. I tacy piłkarze zmierzą się dziś z polskimi zawodowcami. Bramkarz Federico Valentini jest księgowym, kilku zawodników pracuje w bankach. Obrońca Damiano Vannucci jest właścicielem siłowni a jego kolega z tej formacji, Fabio Vitaioli prowadzi swój bar. Barmanem jest pomocnik Enrico Cibelli. Rozgrywający Fabio Bollini zarządza firmą, zajmującą się przeprowadzkami. Z piłki żyje niewielu, ale co to za życie, skoro grają w IV czy V lidze włoskiej.
Ich trenerem jest od czternastu lat Giampaolo Mazza, nauczyciel wychowania fizycznego.
Tak było zawsze. Jedynym piłkarzem San Marino, którego znały Włochy a nawet Europa był pomocnik Massimo Bonini. Trafił w dobrym momencie do Juventusu, w którym jego partnerami było sześciu mistrzów świata z mundialu w Hiszpanii oraz Michel Platini i Zbigniew Boniek. Wspólnie zdobyli Puchar Mistrzów. Bonini był w pierwszej połowie lat 90. trenerem reprezentacji swojego kraju.
Swoje „pięć minut", trwające kilka sekund miał napastnik San Marino Davide Gualtieri. W listopadzie 1993 roku wbił bramkę Anglii po ośmiu sekundach gry. Sędzia dał sygnał na rozpoczęcie meczu, piłkarze San Marino wymienili między sobą cztery podania, angielski obrońca zbyt słabo podał piłkę do bramkarza a Gualtieri to wykorzystał. Do dziś nikt szybciej nie strzelił bramki w eliminacjach mistrzostw świata. Wprawdzie kiedy Anglicy już się otrząsnęli, wbili przeciwnikowi siedem, ale to nie zepsuło radości z tej jednej.