Francja-Hiszpania w Paryżu to nie będzie tylko dzisiejszy mecz nad meczami (21, Orange Sport), ale też starcie dwóch ostatnich drużyn, które potrafiły swoimi zwycięstwami zmienić futbol. Zanim świat zaczął naśladować hiszpańską grę podań, kopiować La Masię i inne szkółki, doceniać piłkarzy, którzy nie odrośli wysoko od ziemi, ale mają bajeczną technikę, był zapatrzony właśnie we Francję: w Zinedine'a Zidane'a, w żelazną obronę, w piłkarzy gladiatorów, w szkołę Clairefontaine. To był czas, gdy się wydawało, że nie ma dla futbolu innej przyszłości, niż lekkoatletyka z piłką przy nodze.
Piłkarz to miał być atleta, nawet artyści jak Zidane czy Thierry Henry musieli być wysocy. We francuskim systemie szkolenia młodzieży miejsce dla niskich i kruchych znajdowało się tylko w wyjątkowych przypadkach. Odrzucano ich już przy naborze i dopiero złote lata Hiszpanii i Barcelony, rozpoczęte mistrzostwem Europy w 2008 roku, panowanie Leo Messiego jako najlepszego piłkarza świata sprawiły że Francuzi przestali wierzyć w nieomylność swojego systemu.
Mathieu Valbuena, syn Francuzki spod Bordeaux i Hiszpana z Valladolid, barceloński styl gry poznawał od małego, bo ojciec zabierał go w wakacje na mecze na Camp Nou. Ale we Francji 28-letni dziś Valbuena długo był piłkarzem niezrozumianym. Jest niższy nawet od Messiego, mierzy tylko 167 cm i do 22 roku życia pałętał się po niższych ligach. W rodzinnym Bordeaux najpierw przyjęli go do klubu, ale potem mu podziękowali. Nie dostał nigdy powołania do młodzieżowej reprezentacji Francji. Grał w piątej lidze, godząc treningi z pracą sprzedawcy, potem w trzeciej, aż w 2006 roku piewszy zawodowy kontrakt zaproponował mu Olympique Marsylia. Ale i tam długo miał pod górę, grając nawet w pewnym momencie w piątoligowych rezerwach. Gdy wreszcie przekonał do siebie trenera Erica Geretsa, drużynę przejął w 2009 Didier Deschamps i z miejsca zadeklarował, że Valbuenę chce sprzedać, bo nie będzie mu potrzebny. Kłócili się, Valbuena groził odejściem, jeśli nie będzie grał, ale potem obaj zrozumieli, że mogą coś dzięki sobie nawzajem zyskać. Zdobyli mistrzostwo Francji już w pierwszym sezonie, Deschamps wymusił na Valbuenie, by grał bardziej dojrzale. Jest szybki, waleczny, z mocnym strzałem, wygrywa wiele pojedynków, kibice Olympique nazywają go „Le petit velo", czyli rowerek.
Powołanie do reprezentacji Mathieu dostał już w czasach Raymonda Domenecha, ale na mundialu w Afryce zagrał tylko niewiele ponad 20 minut, a w Euro 2012, w drużynie Laurenta Blanca, ani minuty. Gdy trenerem kadry został Deschamps, też nie chciał mu zaufać bezwarunkowo. Ale po zmianie jaką dał Valbuena w pierwszym meczu z Hiszpanią, zremisowanym 1:1, wszystko się zmieniło. Pomocnik Marsylii jest w kadrze nietykalny, strzelił trzy gole w trzech ostatnich meczach, świetnie się sprawdza przy szybkich kontratakach, a one mogą być dziś kluczowe. To dzięki Valbuenie Francja wygrała ostatni eliminacyjny mecz z Gruzją. Jeśli pokona też Hiszpanię, skaże ją właściwie nieodwołalnie na baraże, bo to że Francuzi stracą aż pięć punktów w ostatnich trzech meczach eliminacji, trudno uwierzyć.