Oblężenie trwa, wrogowie już się przedostali na tyły, zapasy się kończą. Ale imperium, które powinno dawno runąć, ma się dobrze. W domu kryzys, bankructwa i afery, Komisja Europejska wzywa, by Hiszpania kazała wreszcie swoim klubom płacić zaległe podatki, kibice narzekają, że Primera Division to wyścig dwóch koni, i że hiszpańskie panowanie stało się nudne. A ci nudziarze mają trzy kluby w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i znów prowadzą w eliminacjach mundialu.
Każdy z tych klubów, Barcelona, Malaga i Real, był w poprzedniej rundzie jedną nogą poza LM, ale odrabiał straty. Reprezentacji wmawiano tydzień temu, przed meczem eliminacji mundialu, że w Paryżu usłyszy wyrok: baraże. A poradziła sobie z Francuzami. Dziś ośmiu piłkarzy, którzy pomogli w tym zwycięstwie, znów zagra w Paryżu, ale już nie na Stade de France, tylko Parc des Princes. I z drużyną, która niewiele ma w sobie francuskiego poza adresem. Pieniądze bierze znad Zatoki Perskiej (zresztą z tego samego źródła co Barcelona, z Qatar Sports Investments), wydaje je brazylijski dyrektor Leonardo, trenuje tę drużynę Włoch Carlo Ancelotti, twarz jej od niedawna daje Anglik David Beckham, a rządzi nią Szwed Zlatan Ibrahimović. Jak się kiedyś przekonali w Barcelonie – piłkarz znakomity, ale trudno nadążyć, kiedy jest doktorem Jekyllem, a kiedy panem Hyde'em.
Doktor Jekyll zostawił w barcelońskiej szatni kilku przyjaciół i ciągle jest z nimi w kontakcie. Pan Hyde nie przyjął do wiadomości, że najważniejszy w drużynie jest Leo Messi, że trener ma prawo się wtrącać nawet w to, jakimi samochodami jeżdżą piłkarze i skłócony z Pepem Guardiolą najpierw od niego uciekł do Milanu, a potem obsmarował go w autobiografii.
W Paris Saint Germain szwedzki doktor Jekyll bywa ozdobą całej ligi, a pan Hyde traktuje kolegów z drużyny jak swoje zabawki (jeden z nich skarżył się, że Zlatan nimi pomiata, cały czas krzyczy, domaga się podań) i na rywali poluje jak na Andresa Guardado w 1/8 finału LM z Valencią. Za tamten faul wyrzucony z boiska Zlatan miał pokutować przez dwa mecze, ale karę skrócono mu do jednego i dziś będzie dowodził atakiem na Barcelonę. Do pomocy ma jeszcze dwóch byłych piłkarzy Barcy, Thiago Mottę i Maxwella.
Barcelona po 2,5 miesiąca latania z autopilotem odzyskała trenera. Tito Vilanova musi się jeszcze oszczędzać, nie pojechał z drużyną na ostatni mecz w lidze (2:2 z Celtą w Vigo), nie było go na wczorajszej konferencji prasowej w Paryżu i na tej po meczu też zastąpi go Jordi Roura. Ale Vilanova poleciał z drużyną do Francji, chce ją poprowadzić pierwszy raz, od kiedy zaczął leczenie po nawrocie nowotworu. Zabrał ze sobą żonę i dwie córki.