Ile waży Leo Messi

Barcelona gra jutro z PSG (20.45, TVP) bez swojego talizmanu.

Publikacja: 09.04.2013 19:39

– Dajcie mi koszulkę, w meczu z Messim strzelę ja – powiedział do swoich piłkarzy Carlo Ancelotti, gdy dowiedział się, że PSG wylosowało Barcelonę. Tak to przynajmniej wspominał w wywiadzie dla „Gazzetta dello Sport" argentyński napastnik Ezequiel Lavezzi. Ani on ani nikt inny trenerowi koszulki nie oddali, PSG i bez Ancelottiego strzeliło Barcelonie dwa gole (jeden z pomocą sędziów, którzy nie widzieli spalonego przy bramce Zlatana Ibrahimovicia, UEFA właśnie odsunęła Wolfganga Starka od prowadzenia meczów), problem w tym, że wcześniej strzelała Barca.

Remis 2:2 w Paryżu daje jej komfort i byłaby niepodważalnie faworytem, gdyby nie zapłaciła za pierwszy mecz aż tak drogo. Messi strzelił PSG pierwszego gola, ale zszedł z kontuzją i gry w rewanżu raczej nie zaryzykuje, choć decyzja ma zapaść jutro.

Do niego, jak wiadomo, nie ma co przykładać ludzkiej miary: kontuzje znał w ostatnich latach tylko ze wspomnień, z obecnej wyleczył się szybciej niż ktokolwiek przypuszczał, zaraz wróci do bicia rekordów. Tym cenniejsza jest okazja, by się przekonać, co z Barceloną, gdy się ją pozbawi Leo, a naprzeciw jest świetny rywal.

W Paryżu było z Barceloną wszystko w porządku: zszedł Messi, wszedł Cesc Fabregas i świetnym podaniem pomógł wypracować drugiego gola: Alexis Sanchez sprytnie zmusił bramkarza do faulu w polu karnym, z 11 metrów strzelił Xavi. Fabregas i Alexis poszaleli też pod nieobecność Messiego w ostatnim ligowym meczu z Mallorcą (5:0), strzelili wszystkie gole.

Pusto pod bramką

Talent obaj mają nieprzeciętny, czasami aż go szkoda na podporządkowywanie wszystkiego Messiemu. Fabregas i pozostali napastnicy (zapewne David Villa i Pedro) dostaną więcej swobody. Pytanie tylko, czy jeszcze więcej nie będą jej mieli napastnicy PSG pod przeciwną bramką, bo to obrona Barcelony ucierpiała w Paryżu najbardziej.

Javier Mascherano został zniesiony na noszach i już pewnie nie wróci do końca sezonu, zostawiając pod bramką dziurę trudną do zasłonięcia. Ze środkowych obrońców godnych gry w pierwszym składzie został już tylko Gerard Pique, ewentualnie Sergio Busquets, ale jego szkoda cofać do obrony.

Leczy się Carlos Puyol, ścigał się z czasem Adriano, boczny obrońca wystawiany w tym sezonie z konieczności na środku, bo dalej Tito Vilanova ma już tylko wybór między dżumą a cholerą: albo Alexander Song, na razie kompletnie zagubiony po transferze z Arsenalu, albo wychowanek Marc Bartra. Młody zdolny, ale szansy w naprawdę ważnych meczach nie dostaje, zresztą La Masia światowej klasy piłkarzy na środek obrony wychowuje od wielkiego dzwonu.

Dlatego Barcelona szukała wzmocnień na tę pozycję nawet w Doniecku (koszmarnie przepłacony Dmytro Czyhryński), a ostatniego lata próbowała kupić z Milanu Thiago Silvę, ale PSG przelicytowało i stać ją było tylko na Songa.

Zlatan Ibrahimović nie będzie miał lepszej okazji, żeby pokazać Barcelonie, że Pep Guardiola się kiedyś pomylił, zabraniając mu rywalizacji z Messim o to, kto ma być najważniejszy na boisku. A w Lavezzim (trafił w słupek na początku meczu w Paryżu) i Lucasie Mourze ma pomocników, których stać na wszystko.

W drugim meczu Juventus staje w Turynie przed wielką górą. Żeby awansować, musi Bayernowi strzelić trzy gole, nie tracąc żadnego, dwóch potrzebuje, by doprowadzić do dogrywki. Tydzień temu w Monachium skarlał przy Bayernie tak, że nie sposób go było rozpoznać. A już zupełnie nie do poznania byli Gianluigi Buffon i Andrea Pirlo.

Bramkarz Juventusu mówił niedawno o swoich marzeniach o finale Ligi Mistrzów: że chce przed końcem kariery jeszcze raz zawinąć do tego portu, i to nie jakimś ociężałym masowcem, ale motorówką, z przytupem. Pirlo był dla Juventusu gwarancją, że nawet jak zabraknie fantazji, pozostanie zdrowy rozsądek.

Żeby Juve było Juve

W Monachium rozgrywający Juventusu i kadry dobrze podawał tylko przy stałych fragmentach, stłamszony przez pomocników Bayernu. A bramkarz rozbijał się o wszystkie rafy, Franz Beckenbauer nazwał go nawet po tym meczu emerytem, za co przeprosił, ale Buffon właściwie się z nim zgodził. Przyznał, że tak źle jeszcze w LM nie zagrał i to mogło załamać całą drużynę.

Załamało też Antonio Conte, bo trener, z którego zwykle biją energia i pewność siebie, był kompletnie bezradny. Conte przez ostatnie dni walczył, żeby Juventus dziś był z powrotem Juventusem, a nie tą przypadkową bandą z Monachium. Jeśli mu się uda, to jeszcze może być gorąco.

Rewanże ćwierćfinałów Ligi Mistrzów.

Jutro grają (mecze o 20.45, skróty wszystkich ćwierćfinałów o 23.05 w TVP1): Barcelona – Paris Saint Germain (TVP1, Canal+ Sport), pierwszy mecz 2:2; Juventus Turyn – Bayern Monachium (nSport), pierwszy mecz 0:2.

– Dajcie mi koszulkę, w meczu z Messim strzelę ja – powiedział do swoich piłkarzy Carlo Ancelotti, gdy dowiedział się, że PSG wylosowało Barcelonę. Tak to przynajmniej wspominał w wywiadzie dla „Gazzetta dello Sport" argentyński napastnik Ezequiel Lavezzi. Ani on ani nikt inny trenerowi koszulki nie oddali, PSG i bez Ancelottiego strzeliło Barcelonie dwa gole (jeden z pomocą sędziów, którzy nie widzieli spalonego przy bramce Zlatana Ibrahimovicia, UEFA właśnie odsunęła Wolfganga Starka od prowadzenia meczów), problem w tym, że wcześniej strzelała Barca.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum