Piłkarski PP - Legia triumfatorem po raz 16.

Legia zdobyła Puchar Polski tydzień temu we Wrocławiu. Dziś w rewanżu przegrała ze Śląskiem 0:1 i do końca drżała o wynik

Aktualizacja: 09.05.2013 01:58 Publikacja: 08.05.2013 23:37

Piłkarski PP - Legia triumfatorem po raz 16.

Foto: ROL

Miało być nudno i spokojnie. Tydzień temu Legia wygrała pierwszy mecz finałowy we Wrocławiu 2:0 i wydawało się, że w Warszawie tylko postawi pieczęć i będzie cieszyć się z trzeciego z rzędu, a szesnastego w historii Pucharu Polski. Tym bardziej, że Śląsk – ustępujący mistrz, wydawał się pogodzony z losem. Kapitan drużyny Sebastian Mila przyznawał, że we Wrocławiu razem z kolegami czuł się wobec Legii bezradny. Śląsk nie ma udanej wiosny, niedawno przegrał w lidze 0:4 z Zagłębiem Lubin.

Piłkarze Legii nie mają zimnej krwi, brakuje im genu zwycięzców, nie potrafili do meczu podejść na spokojnie. Nie pomógł im też trener Jan Urban, który zdecydował się na dość dziwne zestawienie drużyny. Gospodarze wyszli na boisko przestraszeni, z Ivicą Vrodljakiem i Januszem Golem ustawionymi tak blisko obrony, że przez ponad pół godziny Legia nie potrafiła stworzyć nawet jednej groźnej okazji. Brakowało Danijela Ljuboi, który jest kontuzjowany i Miroslava Radovicia, który zaczął mecz na ławce rezerwowych, bo ostatnio grał słabiej.

Kapitanem Legii był Michał Żewłakow. Najbardziej doświadczony zawodnik dostał miejsce w pierwszym składzie za zasługi, bo przecież ostatnio był głównie rezerwowym. Żewłakow kończy karierę, to jego ostatni sezon, gra niepewnie, mało biega, a w parze z Tomaszem Jodłowcem na środku obrony i Marko Sulerem na jej lewej stronie stworzył formację strachu.

Już w drugiej minucie Śląsk wyszedł na prowadzenie po nieporozumieniu w obronie Legii i golu samobójczym Żewłakowa. Stało się to, czego Urban przed meczem bał się najbardziej. Przygaszony po pierwszym meczu rywal poczuł krew i dyktował warunki gry do końca. Trener Legii stanął przy linii bocznej i nie usiadł przez 90 minut, jeszcze w pierwszej połowie zdjął z boiska Gola, po przerwie wprowadził Radovicia, ale na boisku nie zmieniło się nic. Urban po ostatnim meczu ligowym stwierdził, że chciałby doczekać wnuków, a prowadzenie Legii kosztuje go dużo nerwów. W środę przeżył chyba jeden z najgorszych wieczorów.

Sebastian Mila, który jeszcze kilka lat temu przymierzany był do Legii, a koszulkę tego klubu za młodu wkładał pod tą, w której występował w barwach innych klubów, z premedytacją podawał piłkę przez środek boiska. Liczył na błędy środkowych obrońców i Śląsk miał kilka okazji by strzelić drugą bramkę i doprowadzić do wyrównania. Najniebezpieczniej było dwadzieścia minut przed końcem spotkania, kiedy Piotr Ćwielong próbował przerzucić piłkę nad Wojciechem Skabą, trafił w poprzeczkę, a Sylwester Patejuk spóźnił się z dobitką. Śląsk się nie poddawał, grał zupełnie inaczej niż w lidze – z agresją, zaangażowaniem i sprytem. Widać było, że piłkarzom zależy na zmazaniu plamy z Wrocławia.

Westchnienie ulgi po ostatnim gwizdku głośniejsze było od okrzyków radości. Legia zdobyła Puchar Polski, ale triumf ma słodko-gorzki smak. Drużyna nie radzi sobie z presją, stres wydawał się paraliżować piłkarzom nogi. Legia była bezradna, żaden z piłkarzy, którzy przez cały sezon kilkoma indywidualnymi akcjami potrafił zdobywać punkty, tym razem nie błysnął. Władimir Dwaliszwili nie radził sobie z zestawioną na szybko obroną Śląska, Jakub Kosecki jak zwykle biegał najszybciej, ale niewiele z tego wynikało, ciężkie życie miał też Marek Saganowski, który nie otrzymywał dobrych podań, a samą ambicją niewiele był w stanie zdziałać.

Jeżeli tak ma grać nowy mistrz Polski – Legia ciągle jest przecież pierwsza w tabeli, nie wróży to niczego dobrego. A Urban musi się modlić, żeby sprawa mistrzostwa nie rozstrzygała się w ostatnim meczu sezonu, kiedy Legia podejmie na swoim stadionie Śląsk. Ta drużyna nie ma charakteru, w trudnych momentach brakuje liderów, brakuje umiejętności. Finał Pucharu Polski wygrany został we Wrocławiu, po takim meczu jak w Warszawie trochę wstyd byłoby go Legii wręczać.

Nie wiadomo też co będzie ze stadionem – kibice mieli nie rozwijać flag na cały sektor i chociaż przed pierwszym gwizdkiem rzeczywiście przygotowali oprawę z kartonów, przez kilka minut w drugiej części spotkania „Żyletę" przykryła wielka płachta. Odpalono kilka rac, wojewoda mazowiecki chciał zamknąć część stadionu jeszcze przed finałem. Co zrobi teraz?

Urban: Nie poznawałem swoich zawodników

Finały gra się po to, by je wygrać, a nie żeby pokazać piękną grę. Oczywiście chcieliśmy zrobić widowisko dla naszych kibiców, ale niestety nam się nie udało. Mówiłem, że w polskiej lidze dzieją się cuda i każdy może wygrać z każdym, bo drużyny grają nierówno. Po tym, jak straciliśmy gola, a właściwie sami go sobie strzeliliśmy, na boisku rządziły nerwy. Nie spodziewaliśmy się tego, dlatego nie poznawałem niektórych moich zawodników. Zmieniony jeszcze w pierwszej połowie Janusz Gol był wściekły, ale rozumiem go. Zrobiłem tak pierwszy raz w trenerskiej karierze, ale zespół potrzebował jakiegoś impulsu. Niektórzy zawodnicy mieli problem z presją, jestem przekonany, że gdybyśmy w pierwszym meczu we Wrocławiu nie wypracowali sobie tak solidnej zaliczki, w Warszawie oglądalibyśmy inną Legię, bardziej walczącą i zaangażowaną. Teraz liczy się już tylko ekstraklasa i jeśli nie uda nam się zdobyć mistrzostwa, to znaczy, że piłkarze niczego nie nauczyli się w poprzednim sezonie, kiedy przegrali ligę w samej końcówce. Sport uczy pokory, ale jestem realistą – mam drużynę, która może pokonać każdego. Nad Lechem mamy dwa punkty przewagi i gramy z nim u siebie, wszystko zależy tylko od nas.

Stanislav Levy: pokazaliśmy charakter

Przyzwyczaiłem się do krytyki, bo kiedy wygrywamy to słyszę, że rywal był słaby, a kiedy przegrywamy, to jest nasza wina. Uważam, że w większości meczów gramy dobrze, ale w Warszawie pokazaliśmy się z bardzo dobrej strony. Może nie byliśmy lepsi, ale bardziej efektywni, musieliśmy jednak strzelić trzy gole, by zdobyć Puchar Polski, a to na stadionie Legii bardzo trudna sprawa. Trzymałem na boisku siedmiu ofensywnych zawodników, chciałem by zmieniali się w ataku. Myślę, że nasza taktyka bez klasycznego napastnika była dobra, ale zabrakło trochę szczęścia. Mimo, że w dwumeczu lepsza okazała się Legia, pokazaliśmy charakter, do końca walczyliśmy o korzystny rezultat. Teraz myślę już tylko o ligowym meczu z Piastem, który walczy o europejskie puchary. Chciałbym doprowadzić drużynę do takiej formy, by zagrała jak przeciwko Legii.

Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 0:1 (0:1).

Pierwszy mecz: 2:0.

Bramka:

0:1 Michał Żewłakow (3. samobójcza)

Żółte kartki: Legia Warszawa - Władimir Dwaliszwili, Jakub Kosecki. Śląsk Wrocław - Krzysztof Ostrowski, Tadeusz Socha.

Piłka nożna
Legia z Pucharem Polski. Z kim zagra o Ligę Europy? Lista potencjalnych rywali
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Legia zdobyła Puchar Polski i uratowała sezon
Piłka nożna
Puchar Polski. Legia śrubuje rekord i ratuje sezon, Pogoń znów bez trofeum
Piłka nożna
W Liverpoolu zatrzęsła się ziemia, bo Alexis Mac Allister strzelił gola
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Piłka nożna
Finał Pucharu Polski na PGE Narodowym. Kamil Grosicki chce wygrać dla córki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne