Monaco z popiołów

Futbol | Ma rosyjskie miliony, ma zwolnienia podatkowe. I nie zawaha się ich użyć.

Aktualizacja: 16.05.2013 02:15 Publikacja: 16.05.2013 02:15

Dmitrij Rybołowlew

Dmitrij Rybołowlew

Foto: Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported license

Menedżerowie piłkarscy otwierają szampany, ligowi rywale zgrzytają zębami: wprowadzili się do wielkiego futbolu kolejni głośni sąsiedzi. Z Monako, niby znajomi, ale podczas dwuletniego zesłania do drugiej ligi zmienili się nie do poznania. Wymachują pieniędzmi swojego rosyjskiego właściciela Dmitrija Rybołowlewa i zaproszeniami do raju podatkowego w księstwie. Robią nawet więcej rabanu niż kiedyś Manchester City, a ostatnio Paris Saint Germain.

Tak nie rozpychali się nawet w czasach, gdy wygrywali ligę francuską (siedem razy), gdy pod ręką Arsene'a Wengera byli na przełomie lat 80. i 90. piękni i zwycięscy (w składzie mając m.in. George'a Weaha, Thierry'ego Henry'ego, Liliana Thurama i Emmanuela Petita), ani wtedy, gdy Didier Deschamps wprowadzał ich w 2004 r. do finału Ligi Mistrzów.

Na tamte sukcesy potrafili czekać, wychowywać sobie piłkarzy. Teraz szykują letni blitzkrieg transferowy. Przygotowali ponoć 200 mln euro na świętowanie awansu do Ligue 1, który zapewnili sobie pięć dni temu. Pierwsze 60 mln wydadzą na wykupienie Radamela Falcao z Atletico Madryt. Jeśli wierzyć spekulacjom, chcą też z Barcelony Victora Valdesa i Daniego Alvesa, z Realu Gonzalo Higuaina, z Manchesteru United Wayne'a Rooneya i Patrice'a Evrę, który grał z nimi w finale LM 2004, z City Carlosa Teveza.

Każdy może tu sobie wpisać dowolne nazwisko, bo Monaco stało się już na rynku transferowym dyżurnym straszakiem. Kto teraz negocjuje sprzedaż swojej gwiazdy, mówi chętnym: pospieszcie się, bo Monaco też go chce.

Roberto Manciniego Monaco kusiło już kilka miesięcy temu, Jose Mourinho miał dostać od Rybołowlewa czek in blanco. Na razie trenerem pozostaje Claudio Ranieri, nazywany tu Rainierem IV.

Na świętowanie awansu do Ligue 1 Dmitrij Rybołowlew ma wydać 200 mln euro. Pierwsze 60 mln – na Falcao

Rybołowlew, 47-letni Rosjanin z Permu, syn lekarzy, który swoją fortunę, dziś dającą mu 119. miejsce na liście Forbesa, zaczął budować w branży medycznej, kupił sobie klub w prezencie gwiazdkowym półtora roku temu. Przejął za 100 mln 66 procent udziałów, negocjował z samym księciem Albertem, który też jest udziałowcem klubu, ma w nim kartę członkowską numer 2. Nr 1 należał do jego ojca księcia Rainiera.

Dmitrij Jewgieniewicz, większościowy udziałowiec Bank of Cyprus i rosyjskiego Uralkali, czyli największego światowego producenta potażu (składnika m.in. nawozów sztucznych) wytwarzanego z popiołu drzewnego, w Monaco ma od kilku lat bezpieczną przystań. Gdy jeszcze mieszkał w Permie i prywatyzował rosyjskie przedsiębiorstwa podczas szalonych lat po upadku Związku Radzieckiego, wyszedł cało z kilku zamachów (jego też oskarżano o zlecenie zabójstwa, ale stanęło na tym, że został w to wrobiony przez mafię, która chciała przejąć Uralkali). Aż w końcu uznał, że ma dość ryzyka i rodzinę przeniósł do Szwajcarii, a interesy do księstwa.

Zasługi Rosjanina dla odrodzenia klubu są niepodważalne, podobnie jak Ranieriego, ale najważniejsze wciąż są dawne podatkowe decyzje Rainiera z lat 60.

Książę przegrał wtedy starcie z Charlesem de Gaulle'em i musiał zrezygnować z kuszenia ulgami podatkowymi również obywateli Francji (choć 20-procentowa ulga w składkach na ubezpieczenie społeczne, którą obronił, też jest kusząca). Ale zagranicznym piłkarzom grającym w AS Monaco dał w 1969 zwolnienie ze wszelkich podatków. Co w połączeniu z obecną podatkową obławą szykowaną Francuzom przez prezydenta Francoisa Hollande'a daje właścicielowi Monaco potężną broń.

Jak wyliczył „Guardian", szejkowie z Paris Saint Germain będą musieli wydać na pensję Zlatana Ibrahimovicia aż 35 mln euro, podczas gdy Rybołowlewowi wystarczyłoby 10,5 mln. Dlatego rywale z ligi francuskiej już od miesięcy walczą, o to, by Monaco zrzekło się tej przewagi nad nimi.

Atakowali i pomysłem, by od 2015 roku każdy chętny do gry w lidze francuskiej miał siedzibę we Francji, i żądaniem, by Monaco płaciło federacji co roku wielomilionowe rekompensaty. Grozili nawet bojkotem. Ale jest też spora grupa takich, którzy się z powrotu Monaco cieszą. Obsuwającą się na peryferia ligę najszybciej mogą uratować właśnie gwiezdne wojny Rosjanina z księstwa z Katarczykami z Paryża.

Menedżerowie piłkarscy otwierają szampany, ligowi rywale zgrzytają zębami: wprowadzili się do wielkiego futbolu kolejni głośni sąsiedzi. Z Monako, niby znajomi, ale podczas dwuletniego zesłania do drugiej ligi zmienili się nie do poznania. Wymachują pieniędzmi swojego rosyjskiego właściciela Dmitrija Rybołowlewa i zaproszeniami do raju podatkowego w księstwie. Robią nawet więcej rabanu niż kiedyś Manchester City, a ostatnio Paris Saint Germain.

Tak nie rozpychali się nawet w czasach, gdy wygrywali ligę francuską (siedem razy), gdy pod ręką Arsene'a Wengera byli na przełomie lat 80. i 90. piękni i zwycięscy (w składzie mając m.in. George'a Weaha, Thierry'ego Henry'ego, Liliana Thurama i Emmanuela Petita), ani wtedy, gdy Didier Deschamps wprowadzał ich w 2004 r. do finału Ligi Mistrzów.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Piłka nożna
Ronaldinho przyleciał do Polski. W sobotę zagra w Chorzowie
Piłka nożna
Co się dzieje z Kylianem Mbappe? Gwiazdor Realu wyszedł ze szpitala, ale nie wiadomo, kiedy zagra
Piłka nożna
Klubowe mistrzostwa świata. Trybuny na razie świecą pustkami
Piłka nożna
Polskie kluby znają rywali w europejskich pucharach. Z kim zagrają Lech, Legia, Jagiellonia i Raków?
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Piłka nożna
Klęska polskiej młodzieżówki. Najgorszy występ w mistrzostwach Europy do lat 21