Romario przez lata był postrzegany jako brazylijski bóg futbolu, świetny strzelec, mistrz każdej podbramkowej sytuacji. Niewysoki, krępy napastnik poprowadził kraj do zdobycia Mistrzostwa Świata w 1994 r. W swojej 20-letniej karierze tysiąc razy pokonywał bramkarza rywali.
Gdy dokonał tego w 2007 roku, krytycy podkreślali, że wiele z tych bramek zostało zdobytych w towarzyskich meczach i podsumowali jego dorobek na sumę 750 trafień. Możliwe, że stało się to za sprawą kontrowersji jakie wywoływał wokół swojej osoby i złej reputacji jaka się za nim ciągnęła przez lata.
Romario nie był ideałem. W chwilach, w których nie święcił triumfu na boisku zdobywał nieprzychylne nagłówki gazet. Określany był w nich jako lekkomyślny i brawurowy gwiazdor o wizerunku niegrzecznego chłopca, ciągle wpadający w tarapaty. Notoryczne unikanie treningów, odmówienie nauczenia się języka holenderskiego podczas grania dla PSV, prowadzenie nocnego życia i zamiłowanie do kobiet spowodowały, że poza boiskiem Romario uważany był za postać negatywną. Jak sam podkreślał: "Kłopoty ciągną się za mną wszędzie, ale to mi nie przeszkadza". Wdał się nawet w wojnę słowną z Pele, nazywając go imbecylem.
Obecnie Romario w świecie mediów pojawia się jako poważny i szanowany polityk. W 2010 roku jako kandydat do Izby Deputowanych zdobył prawie 150 tysięcy głosów. Był to szósty wynik na 821 kandydatów. - Kiedy przestałem być piłkarzem nie pomyślałem nawet przez chwilę o karierze polityka - przyznaje Romario. - Jednak osiem lat później urodziła się moja córka i stwierdzono u niej Zespół Downa - dodaje.
- Zacząłem spędzać czas z rodzinami i przyjaciółmi osób niepełnosprawnych. Zdałem sobie wówczas sprawę, że nie ma ani jednego człowieka, który reprezentowałby tych ludzi w polityce. Dlatego też zdecydowałem się startować w wyborach - mówi były reprezentant Brazylii.