– Uczy się jak szalony, po cztery godziny dziennie. Chce na pierwszej konferencji mówić już po niemiecku, a to zawzięty gość, da radę – mówi w wywiadzie dla „Der Spiegel" Pere Guardiola, brat i menedżer.
Pep zaczyna pracę w Bayernie za dwa tygodnie, języka uczy się już od listopada 2012, co oznacza, że na Bayern zdecydował się długo przed tym, zanim to oficjalnie ogłoszono na początku 2013 roku. Nie mówiąc o tym, jak długo zanim Jupp Heynckes dał Bawarii jednej wiosny Puchar Europy, mistrzostwo Bundesligi i Puchar Niemiec.
Teraz przed Guardiolą misja, którą niektórzy uważają za niemożliwą: poprawić Heynckesa. Pytanie, czy nie poprawiał go jeszcze zanim się pojawił w Monachium. Na piłkarzy Bayernu musiała działać świadomość, że przychodzi trener uważany za najlepszego na świecie i będzie oceniał, kogo zostawić w klubie, a kogo nie. Działała przecież i poza Bayernem, bo to dla możliwości pracy z Pepem Mario Goetze zdecydował się odejść z Borussii do Bawarii. Tą drogą pójdzie też Robert Lewandowski, choć na razie w sprawie negocjacji Borussii z Bayernem cisza. Głośniej o tym, że zwolni się u mistrzów miejsce w kadrze dla napastnika, bo odejść chce Mario Gomez.
Po drugie, nowy klub nie potrzebuje Guardioli wyłącznie do trenowania. Bayern chce być kochany i chce być pępkiem świata futbolu. Najkrócej to ujął Uli Hoeness w jednej z polemik z Borussią. – Oni są dość regionalną sprawą. A Bayern to globalny gracz – mówił. Z całym szacunkiem dla Heynckesa, ale z nim trudno byłoby podbijać serca kibiców w Ameryce i Azji, gdzie Bawarczycy chcą gonić marketingowo Manchester, Real i Barcelonę.
Guardiola daje drużynie nie tylko pracoholizm, wiedzę i intuicję, ale też najatrakcyjniejszą metkę w branży. On sprawi, że za dwa tygodnie dziennikarze z całego świata najadą Monachium, by usłyszeć, jak się męczy po niemiecku. A w sierpniu ruszą do Pragi, by opisać z okazji Superpucharu Bayern – Chelsea, jak gwiezdne wojny Guardiola – Mourinho przeniosły się z Hiszpanii na północ Europy. Bayern już wygrał.