Jak oni kiwają

Dwie są w życiu gwiazd pewne rzeczy: koniec kariery i niezapłacone podatki. Ani Messi pierwszy, ani ostatni.

Publikacja: 14.06.2013 01:47

Beckenbauer, Maradona, van Basten, dziś Leo Messi ( na zdjęciu z ojcem). Lista tych, którym się nie

Beckenbauer, Maradona, van Basten, dziś Leo Messi ( na zdjęciu z ojcem). Lista tych, którym się nie udał drybling z fiskusem, jest długa

Foto: PAP/EPA

O tym, że Jorge Messi, ojciec i menedżer Leo, prowadzi karierę syna twardą ręką, wiedzą w Barcelonie od dawna. Leo, skóra zdjęta z ojca, to dobry policjant, a Jorge jest tym złym, który negocjuje kolejne podwyżki, słusznie pilnując, by syn był najbardziej dopieszczanym piłkarzem na Camp Nou. Od środy wiemy też, że Jorge Messi, inżynier z wykształcenia, jest całkiem biegły w inżynierii finansowej.

Hiszpański fiskus zarzuca ojcu i synowi, że ukrywali przed nim część swoich dochodów, przerzucając do rajów podatkowych prawa Messiego do wizerunku i dochody z wykorzystywania tych praw.

Mówiąc najprościej, Leo karnie płacił podatki od swojej pensji w klubie, potężne – Barcelona odprowadza do budżetu 20 mln euro rocznie, by Messi mógł dostawać na rękę 16 mln. Ale już w przypadku kontraktów sponsorskich – wtedy zarabiał na nich ok. 10 mln euro rocznie, dziś ponad 20 mln – próbował się od podatków wymigać. Licząc, że kontrolerzy skarbowi nie odnajdą drogi w plątaninie firm wydmuszek stworzonych na prośbę jego ojca.

Prokurator mówi o trzech przestępstwach podatkowych z lat 2007–2009 i właśnie w Jorge Messim widzi pomysłodawcę oszustwa. To on wymyślił, by prawa do wizerunku przenieść do stworzonej naprędce firmy z Belize, a potem, gdy Messi senior skłócił się ze swoim pierwszym wspólnikiem, do Urugwaju. Następnie prawa do wizerunku przekazywał do wykorzystania kolejnym firmom wydmuszkom, zarejestrowanym w Szwajcarii (Tubal Soccer Management) i Wielkiej Brytanii (Sidefloor), czyli krajach, które nie zadają zbędnych pytań firmom o niewyjaśnionej strukturze właścicielskiej. A prowizje wypracowywane przez te firmy Messi senior przerzucał na konta kolejnych firm.

Kaiser i Judasz

Messi i Messi senior przekonują, że płacili podatki uczciwie, postępując według wskazówek doradców podatkowych. Ale prokuratura ma dowody, że już w 2005, gdy Leo miał dopiero 17 lat, Jorge zlecił specjalistom założenie dla siebie spółki wydmuszki. I wiedzą, że Leo po skończeniu 18 lat złożył podpisy pod wszystkimi pełnomocnictwami, które pozwoliły temu wehikułowi finansowemu toczyć się dalej. Leo nie poinformował też w żadnym zeznaniu, że jest współwłaścicielem firmy Jenbril SA z Urugwaju.

Jeśli sprawa trafi do sądu, a dwaj panowie Messi nie przekonają hiszpańskich władz, że tworzenie tego łańcuszka firm wcale nie służyło ukryciu zarobków, grozi im od dwóch do sześciu lat więzienia i grzywna w wysokości nawet sześciokrotności należnych, a niezapłaconych podatków. Nikt Messiego za kratami nie zobaczy, fiskusowi zwykle wystarczy zwrot pieniędzy, grzywna.

Ale zostanie wstyd na cały świat – stary jak małżeństwo futbolu z wielkimi pieniędzmi, bo przed Messim takie podatkowe kłopoty, oskarżenia o ukrywanie dochodów albo ich wyprowadzanie do innego kraju dosięgały największych piłkarzy: od Franza Beckenbauera przez Diego Maradonę, Marco van Bastena po ukaranego ledwie rok temu Luisa Figo czy Samuela Eto'o, którego sprawa wciąż się toczy, a chodzi o 3,5 mln euro zaległych podatków. Gdyby kiedyś chcieli stworzyć drużynę podatkowych marzeń, to mógłby ich poprowadzić Guus Hiddink, który musiał kilka lat temu zapłacić potężną grzywnę za to, że fikcyjnie wyprowadził się do Belgii, gdzie podatki są niższe niż w Holandii.

W przypadku piłkarzy mechanizm był niemal zawsze taki sam: dochody były ukrywane dzięki firmom zarządzającym prawami do wizerunku. Kaiser Beckenbauer taką spółkę założył z Robertem Schwanem, pierwszym niemieckim menedżerem piłkarskim (nazywanym przez „Bild" wdzięcznie „Judaszem niemieckiej piłki" i pasożytem gnębiącym Bayern), już w roku 1966 w Szwajcarii. Pele wynajął fachowców do zarządzania marką Pele niedługo później. A w 1979 roku powstała firma Maradona Productions, założona w Liechtensteinie przez Jorge Cyterszpilera, potomka polskich Żydów. Przyjaciela Diego, który pomagał mu zarządzać jego rosnącą fortuną.

Nieświęty Marco

Maradona w czasach gry w Napoli zmienił menedżera na Guillermo Coppolę, a tonącą Maradona Productions zlikwidował i założył DIARMA (od Diego Armando Maradona), ale z Liechtensteinu się nie ruszył. Zbyt wiele miał do ukrycia za tamtejszą tajemnicą bankową. Gdy po latach włoski fiskus podliczył jego dochody z siedmiu lat gry w Napoli, uzbierało się z odsetkami ponad 32 mln euro podatkowego długu.

Maradona próbował wszystkiego: apelacji, próśb o spotkanie z prezydentem Włoch, błagań o litość. Najsłabiej szło mu spłacanie. Teraz winien jest już ponoć 38 mln. Podczas wizyt we Włoszech stracił już m.in. dwa roleksy i złote kolczyki, zarekwirowane na polecenie fiskusa.

Pele swoje firmy zarządzające wizerunkiem likwidował i zakładał na nowo już dwukrotnie, bo najpierw jeszcze w latach 70. były wspólnik doprowadził go na skraj bankructwa, a potem kolejny Helio Viana wplątał go w aferę związaną z ukrywaniem dochodów.

Wyszło wtedy na jaw, że Pele w latach 90.  za charytatywny mecz pod egidą UNICEF zażyczył sobie potajemnie  3 mln dolarów – oficjalnie powiedział, że nie weźmie ani grosza – z których ostatecznie dostał awansem 700 tys. i nie oddał, gdy mecz odwołano. Jeden z  brazylijskich komentatorów napisał wtedy, że bóg futbolu zaprzedał się diabłu.

Niemcy przeżyli to wcześniej. Gdy w 1977 r. przed skandalem podatkowym i obyczajowym uciekał do Cosmosu Nowy Jork Franz Beckenbauer, „Der Spiegel" pisał, że od czasu, gdy odpowiedzialny za rozpętanie I wojny światowej Kaiser Wilhelm rąbał drzewo na holenderskim wygnaniu, żaden niemiecki majestat nie upadł tak nisko.

Kaisera Franza wypłoszyły z Monachium i rewelacje tabloidów o jego zdradach małżeńskich, i kryzys pogrążającego się w długach Bayernu, ale równie ważna była afera podatkowa, sięgająca szczytów bawarskiej władzy. Beckenbauer radę, jak chronić dochody przed podatkami, dostał od urzędników Ministerstwa Finansów Bawarii, którzy nie tylko próbowali tuszować jego sprawę, ale też ostrzegli go, by wyczyścił swoją willę z kompromitujących dokumentów, zanim policja wkroczyła tam w styczniu 1977 roku.

Franz musiał ostatecznie zapłacić 1,8 mln marek. Drobiazg przy grzywnie Marco van Bastena, zwanego kiedyś „świętym Marco", który w 2008 r. poszedł na ugodę z włoskim fiskusem i zapłacił łącznie 7,2 mln euro. Gdyby sprawa ukrycia przez niego dochodów – jak zwykle, z wykorzystaniwa wizerunku – skończyła się w sądzie, van Basten ryzykowałby 21-milionową grzywnę.

Pytanie, jaką karę dostanie teraz Messi. Hiszpański fiskus wziął się ostatnio mocno do pracy, głównie nad zaległościami klubów, ale jak widać, piłkarzy też. Przynaglała Komisja Europejska, przynaglał też świat futbolu, ustami prezesa Bayernu Ulego Hoenessa. – Płacimy setki milionów euro, żeby Hiszpanię wyciągnąć z gówna kryzysu, a oni darują swoim klubom długi – powiedział Hoeness. A potem, jak wiadomo, sam wpadł na kiwaniu fiskusa.

Piłka nożna
Reprezentacja Polski. Najbrzydsza drużyna w Europie
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Polska - Malta. Sto minut nudów
Piłka nożna
Polska - Malta 2:0. Punkty są, zachwytu brak
Piłka nożna
Holandia rywalem Polski w walce o mundial. Nie kryją zadowolenia
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Piłka nożna
Hiszpania w półfinale Ligi Narodów, Holandia zagra o mundial z Polską
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście