Dwa razy nie udało się awansować na wielki piłkarski turniej po barażach. Dwa razy na drodze do szczęścia stawała Portugalia. Teraz ma być inaczej, bo po pierwsze – grupa w eliminacjach jest łatwiejsza, po drugie – piłkarze wreszcie ciągną wózek w jedną stronę. Prawie 20 lat po wojnie domowej, najbardziej krwawym konflikcie w Europie po zakończeniu drugiej wojny światowej, do głosu doszło pokolenie wychowane za granicą. Bałkańska fantazja okiełznana przez europejską taktykę dała piorunującą mieszankę.
Wojna kosztowała życie 200 tysięcy osób, prawie dwa miliony uciekły z kraju w poszukiwaniu lepszego jutra. Każdy piłkarz ma swoją historię. Mama nie pozwoliła Edinowi Dżeko pójść grać w piłkę, po kilku minutach boisko zostało zbombardowane. Miralem Pjanić pamięta tylko, że kiedy uciekał z rodziną do Luksemburga, nie mógł wziąć ze sobą więcej niż jedną maskotkę. Gra dla reprezentacji Bośni to dla nich coś więcej, niż występy dla ojczyzny przodków.
Bośnia i Hercegowina była jak smutna konieczność – po porozumieniu w Dayton na jeden skrawek ziemi rzucono Bośniaków, bośniackich Serbów i bośniackich Chorwatów każąc im zapomnieć o historii i spróbować stworzyć jedno państwo. Żyli obok siebie, ale nie lubili się zauważać. Każdy miał swoje gazety i swoje kluby piłkarskie. Do 2000 roku na terenach Bośni były trzy ligi, stworzenie jednej wydawało się zbyt niebezpieczne.
Dopiero dziesięć lat temu wyłoniono jednego mistrza kraju, ale chodzenie na mecze to nadal spore ryzyko. W kwietniu tego roku 35 osób zostało rannych, w tym siedmiu policjantów, w starciach kibiców, do których doszło w pobliżu miejscowości Donji Vakuf. Grupy z Żeljeznicara Sarajewo, niemal wyłącznie Muzułmanie, i Boraca Banja Luka, w większości pochodzenia serbskiego, jechały na mecze swoich drużyn, spotkały się przypadkowo – na postoju rozegrała się między nimi bitwa.
Reprezentacja powstawała w bólach. Federacją rządziło trzech prezesów, wszyscy byli skorumpowani, pieniądze z konta ginęły w tajemniczych okolicznościach. Piłkarze niby przyjeżdżali na zgrupowania i próbowali tworzyć jedną drużynę, ale szło to dość opornie. Jeden z prezesów witał ich w koszulce Partizana Belgrad, a drugi w stroju reprezentacji Chorwacji. Szamotanina trwała latami, aż w 2011 roku FIFA i UEFA zdecydowały się zawiesić federację Bośni i Hercegowiny i wycofać wszystkie drużyny z tego kraju z organizowanych przez siebie rozgrywek.