Dekada Abramowicza

Niespodziewanie przybył z dalekiego kraju. Spotkaniem, które trwało kwadrans, zmienił oblicze angielskiego futbolu

Publikacja: 01.07.2013 09:13

(fot. Mark Freeman from Hornchurch, UK )

(fot. Mark Freeman from Hornchurch, UK )

Foto: Creative Commons Uznanie Autorstwa 2.0

Dziesięć lat temu rosyjski miliarder Roman Abramowicz został właścicielem Chelsea Londyn. Przez ten czas wiele zmieniło się nie tylko w Londynie, ale i w całej angielskiej piłce. Nieśmiały oligarcha po raz pierwszy poczuł smak futbolu podczas meczu Ligi Mistrzów między Manchesterem United a Realem Madryt. Jak wspomina Avram Grant (jeden z trenerów zwolnionych przez Rosjanina, pozostający jednak jego przyjacielem), Abramowicz po niecałych dziesięciu minutach spotkania powiedział półgłosem, jakby mówił tylko do siebie – „chcę kupić klub". Miliarder był pod wrażeniem atmosfery panującej na trybunach i spektaklu, jaki pokazali piłkarze.

Roman Abramowicz zaczął poszukiwania drużyny, której właścicielem mógłby zostać. Nie chciał nabyć Manchesteru United czy Arsenalu Londyn, czyli jednego z najsilniejszych ówcześnie zespołów. Nie miał zamiaru przychodzić na gotowe. Jego celem było stworzenie potęgi od zera. Oligarcha najpierw skierował swoje kroki na Craven Cottage i White Hart Lane. Jednak ani Fulham, ani Tottenham nie były zainteresowane jego propozycją. W końcu znalazł klub, który był na skraju bankructwa. Rosjanin spotkał się z jego dyrektorem wykonawczym - Trevorem Birchem. Obaj panowie rozmawiali niewiele ponad 15 minut. Miliarder wyłożył na stół 140 milionów funtów. Tak oto Chelsea Londyn stała się własnością Abramowicza.

Rosyjski biznesmen mógł obrać którąś z dwóch dróg. Jedna z nich to budowanie zespołu od podstaw. Inwestowanie w szkolenie młodzieży i cierpliwe czekanie na efekty. Jednak zdecydował inaczej – kupował najlepszych graczy na świecie. Ich cena nie miała znaczenia, dlatego w ciągu 47 dni sprowadził na Stamford Bridge 11 piłkarzy, na których wydał łącznie 103 miliony funtów. Wśród nowych zawodników znaleźli się m. in. Hernan Crespo, Juan Sebastian Veron, Joe Cole, Damien Duff, Adrian Mutu czy Claude Makelele. Dzięki potężnym inwestycjom Rosjanin już dwa lata później mógł cieszyć się z mistrzostwa Anglii. Przerwał hegemonię dotychczasowych potentatów. Abramowicz myślał, że dzięki pieniądzom może dostać cokolwiek, o czym zamarzy. Ale wkrótce przekonał się, że nie wszystko można kupić. W 2008 „The Blues" awansowali do finału Ligi Mistrzów, w którym zmierzyli się z Manchesterem United. Oligarcha był przekonany, że zwycięstwo ma w kieszeni. Wtedy nastąpiło coś, w co nie potrafił uwierzyć. Zespół sir Alexa Fergusona wygrał po karnych. Abramowicz obraził się na Chelsea i cały futbol. Nie umiał zrozumieć, dlaczego zainwestowane pieniądze nie zagwarantowały triumfu. Przecież Avram Grant, ówczesny szkoleniowiec, miał wszystko, czego potrzebował.

Od tamtego meczu Rosjanin był jeszcze bardziej zdeterminowany. Wydawał dużo i tyle samo wymagał. Mimo to na Stamford Bridge wciąż panowała posucha. „The Blues" nie potrafili odnieść sukcesu w najważniejszych europejskich rozgrywkach. W Londynie zaczęła się ciągłą rotacja trenerów. Żaden z nich nie utrzymał posady dłużej, niż dwa lata (rekordzistą jest Carlo Ancelotti, który pracował przez dwa sezony). Wreszcie w ubiegłym roku zawodnikom udało się spełnić największe marzenie właściciela. Wygrali Ligę Mistrzów, triumfując tak, jak wcześniej przegrali – po karnych. Pokonali Bayern Monachium po dramatycznym spotkaniu, co jeszcze bardziej uradowało Abramowicza. Ponoć po tym meczu stał się pogodniejszy i znów zaczął pojawiać się na stadionie. Biznesmen twierdził, że trzy mistrzostwa Anglii (2005, 2006, 2010) nie sprawiły mu tyle satysfakcji, co fakt, że jego klub jest najlepszy w Europie.

Roman Abramowicz nie żałował pieniędzy na piłkarzy nie tylko zaraz po nabyciu Chelsea. Dziesięć lat jego rządów upłynęło pod znakiem transferów, którymi emocjonował się cały świat. Rosjanin wydał na nowych graczy ponad dwa miliardy funtów. Jednak cena nie zawsze szła w parze z jakością. Można było zaobserwować pewną prawidłowość – im droższy zawodnik, tym większy sprawiał zawód. Tak było w przypadku Andrija Szewczenki (kupionego z AC Milan za 30 milionów funtów) czy Fernando Torresa. Hiszpan kosztował 50 milionów funtów. W ciągu czterech lat spędzonych w FC Liverpool strzelił 65 bramek. W Chelsea gra od 2011 i zdobył jedynie 15 goli. Nietrafionych transferów było więcej. Nicolas Anelka, Jurij Żyrkow czy Adrian Mutu to piłkarze, o których kibice „The Blues" chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Lecz Abramowicz kupił również wielu zawodników, którzy spełnili pokładane w nich nadzieje. W końcu Chelsea to drużyna z czołówki Premier League, która co roku walczy o zwycięstwo w europejskich pucharach. Ktoś na te sukcesy musiał pracować. Didier Droga, Juan Mata czy Petr Czech – tych piłkarzy będzie się wspominać w Londynie jeszcze przez długie lata.

Styl zarządzania Abramowicza jest dyplomatycznie określany jako „specyficzny". Rosyjski oligarcha nie znosi sprzeciwu, jego zdanie jest jedynym właściwym. Wyniku oczekuje tu i teraz. Wśród wszystkich wad, o których wspominają jego (zwykle już byli) współpracownicy, miliarder ma jedną bardzo ważną zaletę – poświęcił swoje pieniądze, by z podupadającej drużyny stworzyć zespół, który przebojem wkroczył do piłkarskiej elity. W Anglii Chelsea Abramowicza przełamała hegemonię Manchesteru United i Arsenalu. Również w Europie „The Blues" stali się znaczącą siłą, której nikt nie może zignorować.

Piłka nożna
Inter - Barcelona o finał Ligi Mistrzów. Robert Lewandowski gotowy do gry
Piłka nożna
Najszczęśliwszy człowiek na murawie. Harry Kane doczekał się trofeum
Piłka nożna
Legia z Pucharem Polski. Z kim zagra o Ligę Europy? Lista potencjalnych rywali
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Legia zdobyła Puchar Polski i uratowała sezon
Piłka nożna
Puchar Polski. Legia śrubuje rekord i ratuje sezon, Pogoń znów bez trofeum
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku